Forum Wyprawa Do Zaginionego Miasta Strona Główna

[Sesja]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Wyprawa Do Zaginionego Miasta Strona Główna -> Archiwum
Autor Wiadomość
Univ




Dołączył: 22 Paź 2005
Posty: 339
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 20:58, 14 Lip 2006    Temat postu:

Haverkam puścił zniewagę mimo uszu, bo nie chciał teraz obudzić kransoluda zabijaniem Marka.
- Dobrze, zrobię jak mówisz, to najprawdopodobnie najlepszy plan jaki mógł wyjść z głowy tak gburowatego mon-keigh jak ty.

Po wypowiedzeniu tych słów, Haverkam postanowił, idąc najciszej jak tylko mógł, zakraść się za krasnala i przyjżeć się jego okropnej gębie, a gdy to się tylko powiedzie, ogłuszyć, związać i przesłuchac.

Wszystko co mogło obijać się o jego ciało przywiązał rzemykiem dokładnie tak, żeby nie mogło w niego uderzać.
Wyciągnął natomiast łuk i z przygotowaną do strzału strzałą, próbował przekraść się jak najbliżej zachodząc krasnoluda od tyłu. Elf wiedział jednak, że sen Kransoluda to sen mocny, więc nie będzie trudno porzedostać się koło niego.

Elf poruszał się tak cicho, że sam prawie w ogóle nie słyszał szeleszczącej delikatnie trawy a stąpania po ziemi nie słyszał w ogóle.
Haverkam zbliżał się co raz bardziej, aż zbliżył się na zasięg pewnego strzału. Krasnolud, jak spał tak śpi, od czasu do czasu pochrapując donośnie. Pewno tym chrapaniem wypłoszył już pół lasu. Ma na sobie znoszoną kolczugę, gdzieś koło niego leży topór. Broda jest zapleciona w trzy warkocze, a łeb łysy. Nie wygląda podejrzanie - o ile krasnolud, śpiący w środku lasu, dla elfa, może wyglądać niepodejrzanie.
Haverkam zbliżał sie jeszcze bardziej. Odległość strzału była duża, a zasięg rąk nie. Kiedy zbliżył się do krasnoluda na kilka metrów, wycelował w niego i wezwał Marka, by zabrał się za krasnala, jako że elf nie miał nic poza łukiem i strzałami. Nie miał nic, czym moznaby związać ale i najpierw ogłuszyć przeciwnika.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Savriti
Administrator
Administrator



Dołączył: 19 Sie 2005
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 19:09, 23 Lip 2006    Temat postu:

Nikoletta

"Nastepne stworzenie, o którym wcześniej tylko słyszałam" pomyślała zafascynowana dziewczyna.
-Ty panienko siedz najciszej jak umiesz, nie chcemy obudzic naszego spiocha, prawda? - usłyszała głos Strażnika. Taka rola jej odpowiadała. Przysiadła na jakimś korzeniu, cicho na ile pozwalała jej na to sukienka. Otwartymi szeroko z przejęcia oczami obserwowała scenę rozgrywającą się przed nią, jakby to było jedno w przedstawień, które zdarzało jej się widzieć na jarmarkach. W uniesieniu zaczeła bawić się pasemkiem włosów opadającym jej na ramię.

Była zmęczona po kilku godzinach wędrówki, do której nie przywykła. Jej buciki nie były przeznaczone do marszu, więc trochę zaczęły ją obcierać. Dziewczyna jednak nie zwracała no to zbytniej uwagi. Tyle się wokół niej działo. Przeżywała pierwszą przygodę w swoim życiu. Elf, choć trochę dziki był fascynującym stworzeniem o pieknej budowie ciała i przystojnej twarzy. Poruszał się z gracją, której zazdrościć powinny mu wszystkie jej przyjaciółki. Nawet tembr jego głosu był niesamowity.
Nagle las przystał być dla niej miejscem strasznym i niebezpiecznym, a stał się bajkowy i tajemniczy. Podczas podróży ciągle miała ochotę go o coś spytać, porozmawiać z nim, ale on ja jakoś dziwnie onieśmielał, więc szła cicho, nieodzywając się, jedynie wpatrując się w niego z zaciekawieniem.

Podziwiała w napięciu jak elf bezszelestnie podchodził do śpiącego krasnoluda. O tych dziwnych stworach słyszała wiele bajek. Jej ojciec opowiadał, że były wspaniałymi kowalami, a przyjaciółki szeptały jej, że ich kobiety mają brody, w co nie wierzyła.
Gdy człowiek lasu, jak ciągle o nim myślała, zawołał na Marka ruszyła zaraz za strażnikiem, trzymając się jednak trochę z tyłu, tak na wszelki wypadek.


Ostatnio zmieniony przez Savriti dnia Wto 16:36, 08 Sie 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Buppi Adenoel




Dołączył: 30 Wrz 2005
Posty: 222
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Krak

PostWysłany: Sob 10:42, 29 Lip 2006    Temat postu:

Alessandro Vico

Teraz Tileańczyk miał prawdziwie dobry humor. Nie dość, że znalazł nowego towarzysza, który wyglądał na całkiem obytego ze swoją dziwną bronią, to jeszcze mieli przed sobą wyraźny cel. Nagroda za tego człowieka też była niemała, pozwoliłaby na ich utrzymanie, na całkiem długi czas.

Alessandra zaskoczyło nieco wczesne poranne wstawanie Kislevity, on sam po takiej nocy miał małe kłopoty, aby tego dokonać. W końcu jednak podniósł się, pochwalił Uriela za spostrzegawczość i oczywiście zaakceptował zadanie. Potem jeszcze tylko odpowiednie posilenie się i wyruszenie w drogę.

Pogoda była niezła, chociaż na drogach widać jeszcze było pozostałości po wczorajszej burzy. Trakt był mokry, podobnie jak cały otaczający ich świat, jednak marsz przebiegał bez przeszkód.

Zabicie tego człowieka nie powinno stanowić zbyt dużego problemu dla dwójki dobrze uzbrojonych i doświadczonych wojaków. Poza tym przygoda to przygoda, właśnie z powodu takich zadań Alessandro został najemnikiem.

Po wykonaniu zadania i dostaniu należnej nagrody, zawsze oboje mogą skierować się w tą samą stronę, a może nawet razem zaciągną sie do jakiegoś regimentu. W końcu nigdy nie brakowało miejsc dla dobrych najemników.

- Zdecydowanie, zły los zaczyna się ode mnie odwracać - pomyślał, z nadzieją Alessandro.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cj111
Administrator
Administrator



Dołączył: 19 Sie 2005
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 8:54, 30 Lip 2006    Temat postu:

Rurik Silverstone

Krasnolud wyszedł przed chatkę, oślepiony poczatkowo silnym światłem słonecznym. Jego potłuczona głowa pulsowała przygasającym już nieco bólem. Rurik oparł się o trzonek swojego topora rozglądając się dookoła.

Pierwsze, co rzuciło mu się w oczy to niewielka polanka, wyrąbana w całkiem gęstej puszczy, tuż przed budynkiem. Na zielonej trawie, widać było kilka kwiatów, pomiędzy kamieniami przepływał niewielki strumień. Im dalej od dziwnego budynku, tym bardziej o swoje prawa zaczęła domagać się natura. Na kilkadziesiąt kroków od polanki drzewa zaczynały rosnąć juź bardzo gęsto, blokując dostęp światła do ziemi.

Pogoda, trzeba przyznać, była wspaniała. Słońce silnie oświetlało wszystko dookoła i dawało przyjemne ciepło. Lekki wiatr zrywał się od czasu do czasu wśród drzew, poruszając delikatnie gałęzie. Słowem, pogoda była idealna do popołudniowej drzemki. Krasnolud starał się powstrzymać senność, lecz po kilku dobach spędzonych wśród skavenów, nie miał na to siły. Szybko podszedł do potoku, przemył twarz, po czym udał się w pobliże chatki, szukając jakiegoś w miarę osłoniętego miejsca. Wreszcie położył się wygodnie na zielonej trawie, czując przyjemny bezwład całego ciała. Nim zapadł w sen, zdążył jeszcze zauważyć biegnącego w stronę drzew dziwnego człowieka...

*ciach*

Potwornie wykrzywiony goblin wygiął swe wargi w czymś na kształt uśmiechu, wbijając swój zakrzywiony jagtan w ciało bezwładnego ludzkiego wieśniaka. Podniósł oburącz ostrze w górę, wydając tryumfalny okrzyk...

*ciach*

Ze wzgórza szarżowali, ze śpiewem na ustach, wspaniale odziani krasnoludzcy wojownicy, na czele ze swym młodym dowódcą. W kilka sekund starli się z bezwładną goblinią hordą, wbijając się w nią jak nóż w masło...


*ciach*


Za plecami walczących wojowników, zaczęła być widoczna łuna pożarów. Jeden z krasnoludów obrócił się z przestrachem, obserwując bijącą w niebo jasność. W jego oczach widać było przerażenie...

*ciach*

Ponury wojownik otarł szybko z twarzy łzy, rozglądając się po zrujnowanej świątyni. Drogocenne ołtarze leżały roztrzaskane, na podłodze rozłożone były postacie w białych szatach, zabarwionych teraz czerwienią

*ciach*

Surowe oblicza krasnoludzkiej starszyzny z powagą patrzyły na młodego dowódcę, który stawił się na ich wezwanie. W ich oczach dało się dostrzec wrogość...

*ciach*


Rurik obudził się spocony, niemal nie wydając z siebie okrzyku. Szybko wstał, przeklinając swoją słabość. Miał się tylko czujnie zdrzemnąć, podczas gdy w rzeczywistości zapadł w głęboki i długi sen. Aż strach pomyśleć, co mogło się z nim stać, gdy tak leżał, całkowicie bezbrony. Nie namyślając się wiele, ruszył w stronę, w którą poszedł jakiś czas temu jego były towarzysz niewoli. Bynajmniej nie zachciało mu się nagle towarzystwa tego człeczyny, lecz jeden fakt zwrócił jego uwagę. Obok wyraźnych śladów ludzkich stóp, było coś, czego nie powinno tam być. Ślady czegoś większego. O wiele większego.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Nie 12:51, 06 Sie 2006    Temat postu:

Uriel Wiktorow

- Nie powiem, niezła sztuka nam się najpewniej trafiła.- Uriel maszerował, trzymając przed sobą kartkę ze zleceniem. Przedstawiona na niej twarz mężczyzny od samego początku wydawała mu się znajoma, a pewność uzyskał po odcyfrowaniu tego, co zostało z podpisu pod rysunkiem.

Hobin Rood... Nazwisko to obiło mu się kilka razy o uszy, a im bardziej zbliżał się do Middenheimu, tym częściej ono padało, głównie w kontekście niespodziewanych napadów, zuchwałych rabunków i tym podobnych. Wyglądało na to, że ów Hobin będzie dla Uriela i Alessandra co najmniej godnym przeciwnikiem.

- Na pewno pozwoli nam zarobić. - Vico uśmiechnął się pod nosem. - Bo w to, że bandyta taki jak on będzie w stanie stawić nam czoła w otwartej walce szczerze wątpię. Tacy ludzie są silni i groźni, gdy atakują bezbronnych i zaskoczonych. W starciu z kimś uzbrojonym i gotowym do walki jeśli nie uciekną, to zginą w pierwszym zwarciu.
- Najczęściej tak faktycznie jest. Ale jak dla mnie, to nie powinniśmy go lekceważyć. Pięćdziesiąt koron to chyba wcale niemało, zwłaszcza jak na 'zwykłego' rozbójnika.
- A czy ja mówię o lekceważeniu kogokolwiek? - Tileańczyk głośno się zaśmiał. - Ja brałem udział w niejednej bitwie, ty masz broń która sama w sobie budzi respekt... - Tutaj rzucił okiem na wiszące u pasa Uriela kanaki. - ...po prostu wszystko biorę na zdrowy rozsądek.
- Cóż, zobaczymy gdy przyjdzie co do czego. Może jest tak, jak rzeczesz, może jest inaczej... Jestem w Imperium krótko, ale i tak doszedłem już do wniosku, że niemożliwe po prostu nie istnieje.

Łowca nagród na wszelki wypadek powiódł wzrokiem po koronach pobliskich drzew, wypatrując ewentualnej zasadzki. Strzeżonego Ulryk strzeże...

<Post konsultowany z Buppim Adenoelem>
Powrót do góry
Cj111
Administrator
Administrator



Dołączył: 19 Sie 2005
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 19:19, 07 Gru 2006    Temat postu:

[Sesję uważam za zakończoną]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    Zobacz poprzedni temat : Zobacz następny temat  
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Wyprawa Do Zaginionego Miasta Strona Główna -> Archiwum Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
Strona 7 z 7

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Regulamin