Forum Wyprawa Do Zaginionego Miasta Strona Główna

[Sesja]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Wyprawa Do Zaginionego Miasta Strona Główna -> Archiwum
Autor Wiadomość
SamboR
Yeovick Immershwitz



Dołączył: 13 Wrz 2005
Posty: 399
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Steinau an der ODER

PostWysłany: Wto 18:09, 13 Cze 2006    Temat postu:

2 dni do krasnoludzkiego święta "Pierwszego kufla"

Nikoletta

Ruszyliście stępa śladami pozostawionymi przez konia Estalijczyka. Strażnik jechał z głową cały czas wpatrujuącą się w ziemię. Oglądaliście identyczny krajobraz, co dzień wcześniej - zmizerniałe drzewa i wysuszona trawa, a za plecami Darkwald. Około południa, strażnik zsiadł z konia i nieco skruszony wyznał, że zgubił drogę. Odszedł na bok i usiadł na ziemi, chyba rozmyślając.

Mark

Od samego początku tej szaleńczej eskapady szlachciury z południa, uważałeś, że wpakuje cię to w jakieś kłopoty. Najpierw ten nocny zryw, a teraz to. Wracałeś, oddalałeś się od swego celu. Szansa na zarobek była coraz mniejsza, a w sakwie wcale się nie przelewało. A i sama podróż z wiecznie naburmuszoną szlachcianką nie była przyjemnością. Krajobraz był okropny, a śladów, pomimo odludzia nie mogłeś odszukać. Wyglądało to tak, jakby za Estalijczykiem podążał sam Tzeentch i zakrywał jego drogę. Coraz bardziej nie podobała ci się kompania, w której towarzystwie przyszło ci działać. Nie dość, że banda paniczyków, to ściągnęli na ciebie bandę skavenów ... teraz jeszcze ten dziwnie znikający trop. Nigdy nie gubiłeś tropu. Około południa zadecydowałeś, że nie ma co dalej ciągnąć tej farsy. Zatrzymałeś się i zdołałeś tylko wydukać, że zgubiłeś trop, po czym odszedłeś na stronę. Raczej nie zamierzałeś się poddawać. Obawiałeś się tylko jednego - ta robota może zaprowadzić cię na stos ...

Exodius

Jechałeś stepem w stronę Middenheim. Bynajmniej tak ci się wydawało. Las już był tylko punkcikiem w oddali, a za sobą zostawiałeś szybko opadający obłok kurzu. Około południa zatrzymałeś się na krótki popas i zauważyłeś, że z obozu nie zabrałeś swoich zapasów jedzenia. Ssanie w żołądku tylko się wzmagało. Pozatym w okolicach intymnych coś cię okropnie piekło. Po pobieżnych oględzinach stwierdziłeś jedynie drobne, białawe krostki tu i ówdzie. Natychmiast na myśl przyszła ci upojna noc z dziewką służebną. Pomyślałeś o niej z obrzydzeniem, a zaraz potem naszła cię niepokojąca myśl - a jeśli to te mutacje, o których wspominano w Akademii?

Walther

Szczur szybkim ruchem ściągnął ci z głowy szmaciany, śmierdzący uryną i rzygowinami worek. Wciągnęłeś głębiej powietrze i rozejrzałeś się - byłeś w gustownie umeblowanym pokoju. Na wprost jest kominek, zaś na po twojej prawej jest olbrzymi regał z różnymi rękopisami. Na wszystkich ścianach wiszą powykręcane, okropnie zdeformowane łby mutantów Chaosu - widocznie właściciel gustuje w takich trofeach. Po twojej prawej jest para drzwi. Jedne, bogato zdobione i masywne są lekko uchylone, zaś drugie, ubozsze, z jasnego drewna - zamknięte. Za tobą są drzwi - chyba na zewnątrz. Całą kolekcję trofeów i regał z książkami oświetla skąpe światło wpadające przez okno obok regału i dwa obok drzwi wyjściowych. Po chwili względnego spokoju, przerywanego naturalnymi odgłosami lasu słyszysz głośne dobijanie się do tych jasnych, zamkniętych drzwi po twojej prawej.



Plan leśniczówki. TYLKO dla Walthera i Cj!


Ostatnio zmieniony przez SamboR dnia Sob 8:35, 17 Cze 2006, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
robertvu




Dołączył: 02 Paź 2005
Posty: 149
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 19:18, 13 Cze 2006    Temat postu:

Mark siedział i myślał o tym jak mógł zgubić trop. Gniew go rozsadzał. W końcu wstał gdyż nie mógl z nerwów usiedzieć. Chodził w miejscu postoju w te i wewte rozmyślając.
- Jak do cholery mogłem zgubić trop, jak taki patałach, skończona niedołega, zakichany szlachcic mógł poruszać się tak by ON strażnik z wieloletnim doświadczeniem nie mógł go wytropić! Niech to wszystkie diabły!
W końcu nie wytrzymał napięcia wyrwał miecz z pochwy i z całej siły rabnął nim w najbliższe drzewo. O mało nie ściął stojącej zaledwie metr dalej szlachcianki, ale nie dbał o to. Dodatkowo miecz zaklinował się w drewnie, co jeszcze bardziej go zdenerowało. Nie bacząc na wrażliwe uszy szlachcianki puścił najgorszą wiązankę przekleństw jaką mógł wymyślić, wkładając w nią całe swe doświadczenie zdobyte w czasie życia w slumsach. To mu lekko ulżyło. Postanowił się pomodlić o łaskę w tropieniu szlachcica i ogólnie o powodzenie w polowaniu na Hobina Rooda. Chciał złożyć jakąś ofiarę, ale poza chrząszczami w okolicy nie było nic żywego. Sytuacje komplikował dodatkowo brak kapliczki. Mark postanowił, że znajdzie jakieś stare drzewo rosnące widac dzięki łasce Taala i tam się pomodli.
Odchodząc rzucił do szlachcianki.
- Muszę coś załatwić, siedź tu i nie waż sie ruszyć nawet o metr. Jeśli jak wróce ciebie też bedę musiał szukać to przysięgam wypruje ci flaki i ustroje sobie nimi siedzibę.
Ruszył przed siebie byle dalej, zanim jednak uszedł kilka metrów odwrócił się i dodał.
- Jeśli coś POWAŻNEGO by się działo, np trafiłabyś na jakiegoś zbłąkanego skavena to krzycz ile sił w płucach, może zdążę wrócić zanim cię rozszarpią na strzępy.
Po tych słowach ruszył dalej. Szedł, a cisza dodawała uspokajała go. Wkrótce miejsce postoju znikło mu z oczu. Niedaleko dalej znalazł odpowiednie drzewo. Klęknął i zaczął się modlić.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Savriti
Administrator
Administrator



Dołączył: 19 Sie 2005
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 17:37, 15 Cze 2006    Temat postu:

Nikoletta patrzyła zmrużonymi oczami w stronę szamotającego się strażnika. Przez myśl przemknęło jej tylko powiedzonko, którego używała jedna z jej przyjaciółek: "Ci mężczyźni". W dwóch słowach zawarte było wszystko. Mężczyźni są jak dzieci i trzeba im wybaczyć ich wady. Dziewczyna uśmiechała się, gdy tamten rzucał groźby. Nie wierzyła, że w biały dzień ktoś mógłby ją tu napaść. Poza tym wokół panowała całkowita pustka. Tak samo nie wierzyła, że strażnik mógłby ją uderzyć, a co dopiero zabić i "wypruć flaki".
-"No cóż" - rzekła na głos sama do siebie i rozejrzała się. Pościg za tamtym niedołęgą wyczerpał ją, a nieprzespana noc tylko potęgowała zmęczenie. Dziewczyna rozsiodłała klacz i przywiązała ją do drzewa. Koń natychmiast położył się. Widać jego też zmógł upał.
Słońce stało w najwyższym punkcie i czuć było na twarzy jego żar. Nikoletta wyciągnęła z plecaka jakiś kawałek chleba. Przyzwyczaiła się już do tego "przygodnego" jadła, jak w myślach to określała. Położyła się w cieniu drzewa, obok klaczy i żując pajdę pogrążyła się w rozmyślaniach:

Człowiek, z którym przyszło jej podróżować widać nie miał zamiaru się nią przejmować. Traktował ją jak powietrze. Kogoś, kogo musiał z sobą ciągnąć, choć mu ciążył. Uznała, że jeśli Strażnik ma być jej jedynym towarzystwem na najbliższe dni, to trzeba go do siebie przekonać. Trzeba sprawić, żeby ją polubił, bo inaczej może się jej przy pierwszej okazji pozbyć, a sama w tym lesie nie chciała zostać. "Może on nie jest taki zły" - pomyślała, ale była to jej ostatnia myśl, bo zasnęła...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
quido
Gość






PostWysłany: Sob 13:17, 17 Cze 2006    Temat postu:

Ale gustowne łby- pomyślał Walther. Czuł jeszcze ten śmierdzący wór na swojej gębie i miał olbrzymią nadzieję, że będzie mógł się za chwilę umyć. W kominku na wprost paliło się drewno, w pomieszczeniu było więc dość ciepło. Cała izba była przyozdobiona jakimiś obrzydliwymi ryjami-pamiątkami. Sytuacja była beznadziejna- gryzonie miały znaczną przewagę, nie ma co myśleć o ucieczce. Teoretycznie możnaby spróbować wyskoczyć przez okno, ale podświadomość mówiła Waltherowi, że byłby to jego ostatni skok w życiu. Szlachcic uznał, że na razie najlepiej nic nie robić- gdyby szczury chciały go zabić, już by to zrobiły. Wtem rozgległ się głuchy odgłos uderzenia o drewno- coś energicznie dobijało się do drzwi... Robi się ciekawie- pomyślał Walther, cały czas próbując oddychać ustami, by nie czuć obrzydliwego smrodu.
Powrót do góry
Univ




Dołączył: 22 Paź 2005
Posty: 339
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 10:21, 19 Cze 2006    Temat postu:

"Na Myrmidię! Mutacja! Nie... nie mogę dać się siłom chaosu. Wolę poświęcić swoje życie niż dać chaosowi swą duszę."
Po czym Exodius złapał za własną szablę i przyłożył ostrzem do brzucha.

Chcwilę się wachał jednak po krótkiej modlitwie i dziwnym uczuciu wbił szable z całej siły w ciało.
Krew wyciekła z jego ust a oczy zamkgliły się.
Estalijczyk wyciągnął broń i wbił ją tuż przed siebie. Po czym oddając swą duszę pod opiekę ukochanej Bogini stracił świadomość, po czym oddech.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
SamboR
Yeovick Immershwitz



Dołączył: 13 Wrz 2005
Posty: 399
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Steinau an der ODER

PostWysłany: Śro 17:47, 21 Cze 2006    Temat postu:

2 dni do krasnoludzkiego święta "Pierwszego kufla", popołudnie.

Mark

Po modlitwie uspokoiłeś się. Na trzeźwo przemyślałeś całą sytuację. Obejrzawszy się w stronę z której nadjechaliście, zauważyłeś, że gdzieś w głębi, majaczącego na horyzoncie lasu, unosi się dym. Zdecydowałeś zostawić szlachciurkę - jak przeżyje, to pewnie wróci. Szczerze mówiąc, nie wierzyłeś, że ten wymuskany panicz zdołał przeżyć noc. Nie tutaj. Bez słowa ruszyłeś w stronę lasu, nie bacząc, czy szlachcianka ruszy za tobą.

Nikoletta

Strażnik, po niespodziewanym wybuchu, odszedł na ubocze. Spałaś krótko i niespokojnie. Właściwie, gdy tylko przez sen poczułaś jakiś ruch koło siebie, przebudziłaś się. Strażnik bez słowa wskoczył na koń i ruszył z powrotem. Najwyraźniej nie obchodził go twój los. Zaczynałaś żałować, że przezabawny Walther skończył w łapach szczurów, a Exodius uciekł. Zawzięłaś się w sobie i pomyślałaś: "Muszę przekonać tego nieokrzesanego dziwaka, że nie jestem tylko zbędnym balastem!". Po chwili ruszyłaś w ślad za nim, pełna obaw, co jeszcze przyniesie dzisiejszy dzień ...

Walther i

Szczury po chwili zniknęły, zaś uderzanie do drzwi nie zelżało nawet na moment. Postanowiłeś dowiedzieć się, co to takiego, mogło tłuc w te drzwi z takim zapamiętaniem. Jednak najpierw godność - byłeś w koszuli nocnej, a jeśli za drzwiami była jakaś dama? Zdecydowałeś przez chwilę nie zważać na tłuczenie do drzwi i przeszedłeś do pokoju, gdzie znalazłeś świeże ubranie. Było wyraźnie przystosowane na polowania. Dobrze przylegało do ciała. Pasowało, jak uszyte na ciebie. Po ubraniu się przeszedłeś do sprawdzenia co jest za drzwiami. Zauważyłeś, że w drzwiach jest kluczyk. Przekręciłeś go, po czym w drzwi łupnęło i zza nich wypadł jakiś pokurcz! Czyżby nowa pokraka Chaosu? Czerwono - fioletowy guz na czole mógł to sugerować, jednak krzaczaste brwi i okazała broda mówiły co innego - to mógł być tylko krasnolud. I oczywiście był. Chwilę patrzyliście na siebie z dystansu, jakby oceniając przeciwnika, po czym krasnal odskoczył i wyszarpnął zza pasa topór.

Exodius

Wbijając w siebie szablę poczułeś tylko lekkość. Już po chwili zauważyłeś siebie w kałuży krwi. Najwyraźniej ulatywałeś coraz wyżej i wyżej. Coś cię ciągnęło. Już po chwili zauważyłeś dwa konie i sylwetki koło nich. Byłeś coraz wyżej. Darkwald. Estalia. Stary Świat i krainy Kitaju i Nipponu. Mityczna Lustria. Planeta. Już po chwili czułeś, że nic nie łączy cię z tą małą planetką, jej problemami. Zauważyłeś pulsującą jasność, cały czas zmieniającą objętość i kształt. Zostałeś do niej wyssany, po czym wystrzelony. Najwyraźniej wracałeś "do siebie". Planeta. Nippon. Kitaj. Pustkowia. Imperium. Darkwald. Wreszcie dwie sylwetki i jeszcze niedawno twoje ciało. Otworzyłeś oczy. Coś się zmieniło, ale nie wiedziałeś co. Poczułeś, że musisz ruszyć za nimi. Dla swojego nowego pana ...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cj111
Administrator
Administrator



Dołączył: 19 Sie 2005
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 9:04, 26 Cze 2006    Temat postu:

Rurik Silverstone

- Ja pierdole - tak brzmiały pierwsze słowa krasnoluda po odzyskaniu przytomności. Z wysiłkiem podniósł nieco obolała głowę, po to, by znowu ją opuścić. Był oszołomiony, nie wiedział co się z nim dzieje. Powoli zaczął orientować się w sytuacji. Obrócił się powoli z brzucha na plecy, tłumiąc jednocześnie rozsadzający mu czaszkę ból. Zorientował się, że jest w jakimś ciemnym pomieszczeniu składzie, może kuchni. Zaczęły wracać do niego wspomnienia. Przypomniał sobie obleśną mordę człowieka, proponującego mu wielką nagrodę za uratowanie pewnego inżyniera. Przypomniał sobie złowieszczy Darkwald, w którym miał wykonać powierzoną mu misję. Na koniec przypomniał sobie śmierdzący oddech obrzydliwego szczuroczłeka i zbliżający się do jego twarzy trzonek jakiegoś kija. Potem wspomnienia urywały się. Rurik wyciągnął ostrożnie ręke i pomacał swoje czoło. Twarz przeciął mu grymas bólu, a on sam syknął cicho. No tak, można się było tego spodziewac.

Krasnoludowi za którymś z rzędu razem udało się wstać. Zauważył rozrzucony wokół siebie swój ekwipunek. Widać myśleli, że nie będzie w stanie im zaszkodzić. I bardzo dobrze. Niedoczekanie tych małych skurwieli. Nie z takich opresji wychodził cało, a czym jest garstka tchórzliwych skavenów

W końcu Rurik poczuł się na tyle silny, bo próbować oswobodzić się z tej ciemnicy. Podszedł powoli do drzwi i zaczął w nie walić toporem, jak i własnym ciałem. Nie odzyskał jednak jeszcze dawnej sprawności, więc nie przynosiło to większego efektu. Po piętnastu minutach już miał zamiar dać sobie z tym spokój, gdy nagle drzwi same się otworzyły. Popychany rozpędem krasnolud wytoczył się na zewnątrz i oparł się o ściane. Zmrużył oczy, oślepione nagłym światłem, jednak zdążył dostrzec przed soba jakąś wysoką sylwetkę. Uchwycił pewniej topór i zaczął iść w bok, tak by mieć za plecami ścianę. Dopóki nie odzyska całkiem wzroku musi bardzo uważać.

-A ty to kurwa kim jesteś? - wydobyło się z jego ust pytanie, gdy zdołał zauważyć, że postać nie jest szczuroczłekiem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
robertvu




Dołączył: 02 Paź 2005
Posty: 149
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 18:45, 27 Cze 2006    Temat postu:

Nikoletta zerwała się na odgłos kroków. Nie wiedziała ile spała, ale wydawało jej się, że od odejścia strażnika mineła najwyżej minuta. Zanim całkowicie się rozbudziła, Strażnik siedział już na koniu.
- Może byś tak na mnie zaczekał - rzuciła w stronę pleców mężczyzny i podeszła do swojej klaczy. Zarzuciła siodło i zaczęła szarpać się ze sprzączkami.
Na wołanie szlachcianki Mark niechetnie sie odwrócił. Najchetniej by ją tu zostawił, jeśli ten szlachcic mógł umrzec na tych pustkowiach to jedna szlachcianka mogłaby do niego również dołaczyć. Jednak szlachcianka to też człowiek- uznał Mark- jakiś nikły szacunek nawej jej sie należy.
Odwrócił się w siodle i wstrzymał rumaka. Szlachcianka męczyła się ze sprzączkami od siodła, widział jej nerwowe nieskoordynowane ruchy. No tak - pomyślał, czego jak czego, ale sprawości w obsłudze po szlachcie sie spodziewać nie było można, kilka dni bez służby i przestają sobie radzić.
- Szlag by trafił to całe ich piekielne plemie- rzucił pod nosem.
Jeśli będzie czekał aż ona sobie z tym poradzi to minie ładne pół godziny! A marnowania czasu Mark nie cierpiał, szczególnie, że nagroda za Hobina Rood z każdą minutą była coraz dalej, już i tak stracili wystarczająco przez tego szlachcica. Z westchnieniem szlachcic zawrócił klacz i podjechał do szlachcianki. Zsiadł i podszedł do kobiety w dalszym ciągu szamoczącej się ze sprzączkami.
- Odsuń się - rzekł nie próbując nawet by brzmiało to uprzejmie
Szybkimi pewnymi ruchami przymocował siodło.
- Proszę siadaj, powinno być dobrze- rzekł do kobiety
- Dziękuje – odparła z usmiechem dziewczyna. Starała się być miła jak dla nikogo innego. Szybko wskoczyła na klacz i jeszcze raz się uśmiechnęła. Miała nadzieje, że jakos uda jej się „ucywilizować” tego człowieka. Miała nadzieje, że choć troche on ją polubi i że będzie jej przez to łatwiej z nim podróżować. W normalnych warunkach nigdy nei zadała by się z kims o tak marnym urodzeniu, ale jak już wiele razy sobie to powtarzała, to nei były „normalne warunki”. „Może jednak on nie jest tak nisko urodzony?” zastanawiała się po cichu. Popędziła konia, żeby go dogonic i zagaić rozmowę, - Jeździmy razem, a ja nawet nie znam twojego imienia Panie – odezwała się.
- Mark Heugen- okrzekł niechętnie strażnik nie odwracając głowy - Strażnik dróg - dodał po chwili.
A wiec szlachcianka chce sobie uciać przyjemną pogawędkę. Cudnie. Nie stracę pomyślał, jeśli ją to uszcześliwi i nie bedzie zwalniac marszu...
- Ty jesteś Nikoletta tak? - rzucił od niechcenia, znów nawet nie odwarcając głowy w jej stronę.
- Tak. Miło, że zapamiętałeś Panie moje imie. A na czym twój zawód polega, jeśli można wiedzieć. Niewiele się w domu ojca o takich jak Ty Panie mówiło.
- eh- westchnął Mark- Tacy jak my zajmują się potrolowanie dróg, polujemy na stwory chaosu, bandytów by takie... - darmozjady jak wy chciał rzucic ale w ostaniej chwili ugryzł sie w język- by ludność imperium mogła podróżować bezpiecznie. To bardzo odpowiedzialna i ważna praca - ostatnie słowa wymówił z nieukrywaną dumną i wyższością w głosie - odwrócił się nawet w stronę szlachcianki by zobaczyć czy wywołają one nalezyte wraznie.
- Więc zawdzieczałam Panu bezpieczęństwo, nawet o tym nie wiedzac. Dziękuje. – odparłą ze ślicznym uśmiechem, który zwykle topił serca wszystkich mężczyzn. - Bardzo mnie ciekawi Pański koń. Jest naprawdę śliczny. Mozna wiedzieć z jakiej stadniny go Pan nabył?
Na Marku uśmiech szlachcianki nie zrobił wiekiego wrażenia. Może dlatego, że Nikoletta była w oczach strażnika po pierwsze członkiem szlachty a potem dopiero kobietą. Faktem było, że jesli szlachcianka chciała coś osiągnać tym usmiechem to niewiele wskurała.
- Mój koń, to klacz, nazywa się Virgo i pochodzi z hodowli prowadzonej przez strażników dróg. Wszystkie konie z tamtąd pochodzace są silne, wytrzymała i odważne. Virgo również.
-Moja klacz to Lilia - odparła z dumą szlachcianka- Wygrała nie jeden pokaz. Ojciec miał na nią kupca, który dawał majątek, ale gdy go poprosiłam podarował ją mnie.
- Zmieńmy temat - powiedziała dziewczyna po chwili milczenia - Co planujesz teraz zrobić? O tamtego tchórza nie ma sie co martwić. Tacy jak on kalają swój szlachecki rodowód. Ale czy pomorzemy tamtym porwanym przez szczury? Szkoda by było ich zostawić na pastwe takich okropnych potworów - wzdrygnęła się na samą myśl o tym...
- Szczerze mówiąc, gówno mnie obchodzi los tamtych, znając skavenów to już pewnie robią za kotlety. Im mniej nas tym mniej ludzi do podziału nagrody, czyż nie? jeśli jakimś cudem uda im sie wyrwać się szczurom to pewnie spotkamy ich po drodze. Jesli nie, to nie ma sensu pchać sie szczurom na talerz. - Mark usmiechnął sie ponuro, po chwili jednak widzac minę szlachcianki dodał- Pani, wiem że twoje sumienie każe nam im pomóc, ale świat to nie pałacyk w którym dotychczas żyłaś, jest brutalny i bezwzględny i szybko eliminuje słabo przystosowanych - odwrócił się w stronę gdzie uciekł Exodius - jak tego, teraz pewnie jego truchłem zajmuja się sępy.
-Tamtego mi nie szkoda, ale Walter niczym nie zawinił. - odpowiedziała dziewczyna ze smutną miną patrząc przed siebie. Nie pozwoliła sobie na wzruszenie, ale mina miała nieswoją.
-Idziemy więc szukać tego kogoś, za kogo dostaniemy pieniądze, ciesząc się, że reszta pieniądzy nie dostanie. A o takim słowie jak Honor musimy zapomnieć. Proszę bardzo. - rzuciła z irytacją.
-Szlag by to! Słuchaj panienko, nie mam pojęcia jakie głupoty ci tam na tym twoim dworze wciskali do tego pięknego łebka, ale wiedz, że życie jest trudne i niebiespieczne. Tu nie ma pojęcia takiego jak honor. Tego mnie nauczyło życie! Zasłoń się honorem i nie zabij bandyty, a za minutę on wbije ci nóz w plecy, honorowo zaatakuj gniazdo skavenów, by odbic przyjaciół a dołaczysz do nich w szczurzych lochach. To jest życie Panienko! Jeśli tak ci zależy na życiu tego szlachciury, który nie był na tyle mądry by usłyszeć włamujace mu sie do pokoju skaveny to proszę bardzo. Idź! Spróbuj na skavenach tego swojego uwodzącego uśmiechu!
Zdenerowany strażnik odwrócił głowę i skupił się na drodze. Ani on, ani ona nie mieli ochoty na kontynuacje rozmowy. Jechali długo w milczeniu...

Post konsultowany z Savriti
Powrót do góry
Zobacz profil autora
quido
Gość






PostWysłany: Śro 12:00, 28 Cze 2006    Temat postu:

O kurwa! - niezwykle wymownie wrzasnął Walther gdy zobaczył krasnoluda. Niski stwór wyglądał dość groźnie, aczkolwiek, z nieznanych sobie powodów, szlachcic zaczął się śmiać. Komicznie wyglądała jego długaśna broda. Walther uznał, że musi być to dodatek niezwykle niehigieniczny- nie wyobrażał sobie jedzenia z czymś takim... Kawałki jedzenia pomiędzy tymi włosami... Bleeee... Niestety wizja była aż nadto wymowna i szlachcic prawie zwymiotował... Udało mu się jednak powstrzymać odruch i resztką sił wrzasnąć- Stój! Nie bij... Jestem pokojowo nastawionym człowiekiem i bardzo lubię przedstawicieli Twego zacnego rodu. Ciekawe czy jest na tyle głupi, żeby dać się udobruchać- pomyślał i lekko się uśmiechnął. Jego doświadczenia z tymi małymi pomiotami nie były zbyt dobre- bydlakom chyba nie za bardzo odpowiadało jego poczucie własnej wartości....Zawsze kusiło go, żeby podziągnąc takie gówno za brodę... Wyobrażał sobie jakie to musiało być przyjemne...


Gdy wizja ciągnięcia jaskiniowego barana za bródkę minęła, szlachcic usłyszał pytanie skierowane z ust brodatego.... Odpowiedział bez namysłu-
A co cię to kurwa obchodzi? Myślisz że jak masz wielki topór to ci to doda odwagi? - Walther wiedział, że taka rozmowa może się źle skończyć, ale postanowił kontynuować- Kopnął cię ktoś kiedyś w ten twój nisko zawieszony tyłeczek, brodaty kretosynu? No więc trochę szacunku proszę!- powiedział udając wściekłość- Jestem Walther Model i zamierzam się stąd zabrać. A ty? [/i]
Powrót do góry
SamboR
Yeovick Immershwitz



Dołączył: 13 Wrz 2005
Posty: 399
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Steinau an der ODER

PostWysłany: Śro 12:50, 28 Cze 2006    Temat postu:

2 dni do krasnoludzkiego święta "Pierwszego kufla", wieczór, noc i dzień następny.

Mark, Nikoletta i Haverkam

Po spokojnej rozmowie, która dość szybko przerodziła się w kłótnię, resztę drogi do Darkwaldu spędziliście w milczeniu. Gdy, pod wieczór zatrzymaliście się na popas, las wydawał się niepokojąco cichy. Wasze zapasy pożywienia kurczyły się w zastraszającym tempie. Na szczęście Mark zdołał upolować jakiegoś wymizerniałego zająca i przyrządził cienką, aczkolwiek smaczną polewkę. Nikoletta początkowo brzydziła się jeść palcami, lecz po chwili obserwacji, łapczywie pożerającego potrawę Strażnika, przekonała się do tego sposobu. Po całkiem sycącym posiłku rozpaliliście ognisko i szybko zasnęliście. Nikoletta nie mogła pozbyć się wrażenia, że jest obserwowana. Jednak zmęczenie wzięło górę. Obudziliście się w bardzo niewygodnej pozycji - związani ze sobą rękoma, chyba paskiem Marka. Nad wami stoi, odwrócona tyłem do was jakaś wysoka i smukła postać. Przez plecy ma przewieszony łuk. Przez myśl przebiega wam jedno - "Ot i znalazł się Hobin Rood", jednak, gdy postać zauważa, że już nie śpicie, odwraca się do was. Pierwszą rzeczą, która rzuca się wam w oczy są uszy - typowe, jak u elfa, długie i szpiczaste. Jadowicie zielone oczy uważnie obserwują wasze nieporadne próby uwolnienia się. Po chwili zauważacie jasny kosmyk włosów, który opada elfowi na czoło. Nieznajomy śmieje się krótko i odwraca się ponownie. Słyszycie śpiew ptaków, słońce dość mocno przygrzewa, jest już koło południa. Koni nie słychać, najprawdopodobniej elf je, albo wypuścił, albo same uciekły. Gdzieś w oddali słychać głuche grzmoty - najwyraźniej idzie burza.

Haverkam

No nareszcie! Ci dziwni ludzie wrócili. Nie spodziewałeś się, że będą na tyle głupi, by obozować w tym samym miejscu co ostatnio. Poczekałeś aż zasną, po czym związałeś ich - jak dobrze, że ten mężczyzna miał jakiś pas. Kto wie, co to za jedni? A nuż jacyś zatraceni łowcy, czy inne cholerstwo?

Uriel

Podróżowałeś w stronę Middenheimu, gdy nagła burza zmusiła cię do postoju. Wybrałeś karczmę, leżącą na uboczu. Już od początku czułeś, że coś jest nie tak. Dopiero gdy wszedłeś do środka, zauważyłeś co - na podłodze gniły trzy ciała, na schodach leżał rozpłatany Skaven. Wolałeś nie sprawdzać, co jest na górze, gdy nagle, coś się poruszyło za ladą baru. Szybko doskoczyłeś, gotowy w każdej chwili zaatakować, to co się tam skrywało. To co tam zobaczyłeś, wprawiło cię w skrajne zdumienie - na podłodze leżał wyraźnie upity żołnierz, albo jakiś najemnik. Uśmiechał się do ciebie niewyraźnie, próbując odnaleźć po omacku swój miecz.

Alessandro

Wracałeś właśnie z dalekiej północy, z tego Imperialnego miasta - Mjitenhajmu, czy jakoś tak. Twoja nowa kompania została niedawno rozbita pod Ermengradem. Tobie, jak zwykle, udało się przeżyć. Wędrowałeś traktem, gdy na horyzoncie zaczęły zbierać się ciemne chmury. Na szczęście, zdołałeś wrócić, do niedawno mijanej, podejrzanie cichej karczmy. To co tam zauważyłeś przeraziło cię - w centrum głównej izby leżały trzy zmasakrowane ciała, zaś na schodach leżał rozpłatany Skaven - kolejne ochydztwo wysjępujące w Imperium. Jednak były i plusy tej sytuacji - nawykłeś już do sypiania obok trupów, wojna nie była miłą wycieczką. Natychmiast zaczęłeś przeszukiwać ladę baru, w nadziei na jakiś solidniejszy trunek. Po chwili odnalazłeś nietkniętą butelkę wyśmienitego Bretońskiego wina. Wybiłeś kilka szyb, by w karczmie dało się oddychać i odszpuntowałeś butelkę. Alkohol dość szybko uderzył ci do głowy i zasnąłeś za ladą. Obudziły cię dopiero hałasy i ten dziwny mężczyzna z dwoma tasakami stojący nad tobą ...

Quido i Cj proszeni są o post konsultowany.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    Zobacz poprzedni temat : Zobacz następny temat  
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Wyprawa Do Zaginionego Miasta Strona Główna -> Archiwum Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 4 z 7

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Regulamin