Forum Wyprawa Do Zaginionego Miasta Strona Główna

[Sesja]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Wyprawa Do Zaginionego Miasta Strona Główna -> Archiwum
Autor Wiadomość
SamboR
Yeovick Immershwitz



Dołączył: 13 Wrz 2005
Posty: 399
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Steinau an der ODER

PostWysłany: Wto 17:51, 04 Kwi 2006    Temat postu:

"Zębaty" mężczyzna zmierzył Was wzrokiem i zapisał coś na pomocniczym pergaminie, który przed chwilą wyjął zza pazuchy. Akolitę nieco zdziwiła ta dość rzadka w tych okolicach umiejętność - mężczyzna umiał pisać! Po chwili dopisał Estalijczyka i szlachiciątko. Mrugnął jeszcze do kobiety, po czym wstał z ławy podszedł do drzwi wyjściowych i przybił na nich mapę okolicy:



Po czym zniknął w ciemnościach nocy. Już nie padało. Jedynie od czasu do czasu gdzieś w oddali słychać było lekkie pohukiwanie sowy. Morrslieb był dziś w pełni, zaś Mannslieb w nowiu, w związku z czym nie była to najjaśniejsza, czy najbezpieczniejsza noc. Jak wszystkim wiadomo, gdy Morrslieb stawał w pełni, Bogowie Chaosu rośli w siłę ...

Diego i Mark

Braciszkowi po chwili i bez słowa podano 'weisswurst' - okoliczny, nadziewany różnorakimi przyprawami, jeszcze pachnący specjał. Do picia zaś, zamiast wody dostał bardzo cienkie piwo. Jeszcze cieńsze, niż to które dostał wcześniej Mark. Po chwili Mark dostał też swą porcję 'weisswurst' i piwa. Chłopiec służebny pobrał opłatę - łącznie 15 pensów. Karczmarz zaś, wcześniej nie zwracający uwagi na Was, przysiadł się do waszego stolika. Śmierdziało od niego tanią kislevską wódką i niepranymi onucami. Gdy się odezwał, smród z jego gęby o mały włos was nie powalił. Śmierdziało tak, jakby kramarz wypił całą gorzelnię najpodlejszych trunków.

- "Mospanowie zechcą pozostać na noc?" - spytał - "Jeno po ćwierćszylingu od głowy i pięć pensów od konia."

Exodius

Cieńkusz, mimo swej podłości uderzył ci do głowy. Fuknięcia i prychnięcia Nikoletty już zaczynały cię drażnić, teraz jeszcze ta sprawa z ogłoszeniem. Jakże mogłeś słać zalotne spojrzenia do tej dziewczyny. Miała maniery nielepsze od prostej dziewuchy z przydrożnej karczmy, co zresztą postanowiłeś zaraz udowodnić. Po szepnięciu kilku drobnych komplementów karczmanej dziewce, udało ci się zaprosić ją na górę. Karczmarz tylko skinął bez słowa głową. Dziewczyna - o dziwo! była całkiem ładna. Jedynym jej mankamentem był nieco za szeroki tyłeczek. Sam pokój był nienajgorszy - drewniane łoże, krzywo zbite krzesło i stolik. Łoże było wyścielone nieświeżą słomą. Dziewczyna już w nim czekała, jakby wiedziała co ją czeka. Już po chwili leżałeś na niej, dysząc niczym buchaj. Widać było, że zna się na rzeczy. Już po kilku minutach leżałeś koło niej wyczerpany i bawiłeś się jakimś niegrzecznim kosmkiem jej czarnych, kręconych włosów. Pachniała słomą i miłością. Po paru minutach wstała i ubrawszy się, wyszła z pokoju. Gdy ty zeszłeś kilkanaście minut po niej, nigdzie jej nie było widać. Dosiadłeś się do Walthera i zamówiłeś wino. Po chwili podał ci je sam karczmarz, który właśnie szedł do akolity i Strażnika. W zamian za usługi dziewczyny, pokój i wino dla siebie i przyjaciół, kramarz odebrał calutkiego szylinga.

Walther i Nikoletta

Po wyjściu Estalijczyka z dziewuchą, Nikoletta spąsowiała lekko, lecz zaraz wróciła do zabawnej rozmowy z Waltherem. Coraz bardziej podobał jej się ten młodzieniec. Był wysokiego rodu, miły i grzeczny, lecz co najważniejsze - zabawny. Waltherowi także podobała się Nikoletta. Już wyobrażał ją sobie w sypialni. Lecz zamiast marzyć o dziewczynie, zastanawiał się, jak ją zmusić, by ruszyła z nim na tę cokolwiek niebezpieczną wyprawę.

***
WAŻNE!
Walther i Nikoletta proszeni są o kontakt z MG na GG!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Savriti
Administrator
Administrator



Dołączył: 19 Sie 2005
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 19:50, 04 Kwi 2006    Temat postu:

- Poszedł się zabawić... Dobrze... Mam Panią na własność- tu Walter uśmiechnął się grzecznie.
- Cóż to za zabawy? Z dziewką karczmarną? - wyraźnie zabolały ją słowa eskalijczyka - Czy to się godzi? I do tego całkowity brak gustu. Tamta dziewczyna pewnie pachnie piwem i tym karczmarczym smrodem... fuuuu...
- A i owszem. Smród od niej bije... Nie jest godzien Pani towarzystwa nikt, kto z takimi przystaje
- Przynajmniej Pan umie dostosować towarzystwo do swojego urodzenia. – uśmiechnęła się . Nastała między nimi cisza, gdy obydwoje pili słabe i marnej jakości wino. Po paru minutach milczenia Walter zapytał:
- Dlaczego nie chcesz iść ze mną, Pani? Tylko szczerze...
- Szczerość? Och to nie jest w tych czasach dobra cecha. Za taką cnotę można trafić do więzienia albo do łóżka starego szlachcica
- z lubieżnym uśmiechem odparła Nikoletta
- Myślę. że Pani trochę przesadza... szczerość to cnota damy. Proszę, odpowiedz Pani czemu nie chcesz iść?
- Taki mamy wspaniały nastrój, a Pan chce rozmawiać o rzeczach poważnych? Czy nie szkoda wypitego wina na takie fraszki?
- Pani jak zawsze ma racje. Pani zdrowie
– ze skinieniem głowy odparł Walter
- Nasze wspólne... - odpowiedziała rumieniąc się uroczo i zalotnie spoglądając na towarzysza. Wypiła następny łyczek wina i odparła na wpół poważnie:
- Niech Pan mnie przekona do tej podróży, a zobaczymy... może się zgodzę...
- Gdyby Pani poszła, mógłbym przed Panią odkryć takie przyjemności, o których większość dobrze urodzonych może tylko marzyć-
odparł z uśmiechem. Jego ręce splotły się na udzie, a oczy jasno sugerowały, o czym mówi. Dziewczyna oblała się rumieńcem i odsunęła od niego
- Nie rozumiem o czym Pan mówi. Jakich to przyjemności mogę zaznać? - odparła z niewinną minka anioła.
- Takich, o jakich Pani nawet nie śni... albo śnić się wstydzi - odparł równie niewinnie
-Ohh... - westchnęła- nie wiem czy Pan mówi poważnie czy ze mnie szydzi. Aż boję się myśleć co by moja rodzicielka odpowiedziała na takie zaczepki... nie ma Pan za grosz skromności - słowami ganiła, ale uśmiechem nie umiała ukryć, że zrozumiała niedyskretna aluzję, która jak najbardziej jej pochlebiała.
-Pani rodzicielka zapewne sama nie wie, co traci, zakazując sobie i innym takich zabaw. Panny uśmiech sugeruje jednak, że propozycja moja wydaje się pannie kusząca, nie prawdaż?- odparł pewnie i zdecydowanie
- Nie podejrzewałam Pana o taka pewność siebie w takich sprawach - odparła bezwiednie bawiać się wisiorkiem. Była wyraźnie zaintrygowana.
- W ostateczności nei mam nic do stracenia. Honoru juz pozbawili mnie rodzice, więc czemu by nie? Po co tracić takiego towarzysza. Po co zrywać taką obiecującą znajomość? Jeśli przedstawi Pan jeszcze 2 argumenty to pójdę z panem... - widocznie zaczynała ją bawić ta gra.
- Dwa argumenty? Proszę bardzo... Niech Pani pomyśli- zdobywając pieniądze pokaże Pani, że ostatecznie zerwała więzi ze swymi rodzicami, że nie jest już w żaden sposób zależna od nich i ich żądań.
- Przyjmuje pierwszy argument -
przytaknęła z uśmiechem
-A drugi... hmmm... Może ten- jeżeli Pani pójdzie, pokaże Pani, że stan szlachecki wyższy jest od innych i że te psy, które uważają inaczej, są głupcami.
- A więc dobrze. Przekonał mnie Pan. -
obdarzyła go promiennym uśmiechem i zbliżyła twarz do jego twarzy na odległość centymetra:
- Zbliża się noc. Powinnam udać się do własnego pokoju.
-Ale przedtem...-
wyraźnie widząc jednoznaczny gest Nikoletty, Walther pocałował ją w usta. Speszona dziewczyna natychmiast się odsunęła i oblała rumieńcem. W tym momencie wrócił Exodius. Szlachcianka spowrotem siadła na swoim krześle i wróciła do niezobowiązującej rozmowy. Delikatnie odsłoniła ramiona i odrzuciła do tyłu włosy, żeby tamten widział co stracił. Trzymała rękę na ramieniu sąsiada, ale Walter wiedział, że dziś już na więcej pozwolić sobie nie może.
Po 10 minutach wstała i pożegnała się całując chłopaka w policzek. Idąc po schodach na górę starała się wyglądać jak najlepiej.

Post konsultowany z Quidem
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Univ




Dołączył: 22 Paź 2005
Posty: 339
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 21:15, 04 Kwi 2006    Temat postu:

Exodius niechętnie zapłacił za „przyjaciół”. Szyling ! Jeden taki srebrnik jest wart ich wszystkich na raz! Ale nieważne....
Szermierz dopił swoje wino i bez słowa poszedł na górę. Zrozumiał bowiem, iż szlachcianka, którą uważał za na tyle wysoko urodzoną a więc i z zachowania szlachcianką, była tylko nic nie wartą ciurą obozową, nawet lepiej. Tylko by go rozpraszała, kiedy on będzie walczył.

Stanął przed drzwiami i wyciągnął klucz. Zmatowiały, który niegdyś był srebrny, z charakterystycznym dźwiękiem uruchomił zardzewiały mechanizm, w lekko zniszczonych, drewnianych drzwiach. Gdy Exodius wszedł do pokoju, poczuł miłą won perfum, których ta dziewczyna używała, a trzeba przyznać, że były nie byle jakie. Jednak, w królestwie Estalii były znacznie lepsze...

Exodius rzucił niedbale płaszcz na krzesło, które, pod jego ciężarem, zachwiało się i zaskrzypiało. Do pokoju wdzierały się już promienie młodego księżyca, przez jedno, jedyne okno w tym pomieszczaniu. Słychać też było uspokajające szumienie deszczu, delikatnie uderzającego w dach i bębniącego w szyby, ledwo trzymające się ram w oknie.
Szermierz zawiesił swoją broń na spróchniałym, drewnianym wieszaku, niedokładnie przybitym do ściany.
Gdy poruszał się po pomieszczeniu, podłoga skrzypiała pod nim, gdyż chodził po deskach nie przybitych w prawie żaden sposób do podłoża.

Exodius, jak na Estalijskiego szlachcica przystało, postanowił się przed snem wykapać jednak był niezwykle zdziwiony, gdy zorientował się, że żadnej bali jak i przyrządów służących do kąpieli nie ma.
Zażenowany wyszedł na zewnątrz i głośno krzyknął po służącego aby ten przybiegł tu natychmiast. Gdy chłopak się zjawił, Exodius poprosił go, by ów przyniósł balę i gorącą wodę, oraz olejki do kąpieli. Następnie wyciągnął kilka miedziaków, na których widok małemu zaiskrzyły oczy, pewnie dlatego szybko poszedł po to, o co Exodius prosił.
„Czy mieszkańcy imperium w ogóle się nie myją?” pomyślał, rozglądając się wokół.
Jego przypuszczenie było na tyle prawdopodobne, gdyż Estalijczyk doskonale czuł fetor unoszący się w tej tawernie. Dzięki najwyższej Bogini Myrmidii, że dziewczyna dbała o siebie lepiej niż inni.

Wtedy przyszedł chłopak, w rękach nosząc ciężką balę, gdy Exodius wziął ją od niego w progu, młodzieniec pędem poleciał, po zapas gorącej wody i olejki. Gdy i to dotarło do Exodiusa, ten odwdzięczył się chłopakowi kilkoma miedziakami, po czym zamknął drzwi na klucz.
Nalał wodę do bali, do wody olejki, po czym z westchnięciem i ulgą wszedł do bali z wodą. Kąpiel była relaksująca, po za tym dobrze działała na mięśnie, które całkowicie mogły się wyluzować. Szkoda, że prawdopodobnie Exodius nie będzie miał czasu na takie przyjemności w podróży...

Po kąpieli Estalijczyk starannie się wytarł, po czym założył koszulę nocną i biorąc do rąk szablę, ukląkł i zaczął się modlić do swej Bogini, której tak pokornie służył.
Wielu ludzi Imperium uznałoby go szybko, za kapłana, bo tak się modlił, ale w Estalii ludzie inaczej odnosili się do swojej wiary. Tu w Imperium Myrmidię ledwo rozpoznawano, w Estalii czczono ją, jako najważniejszą Boginię w Panteonie. Przynajmniej takie o niej zdanie mieli Estalijczycy.

Gdy Exodius zakończył modły nareszcie udał się pod kołdrę. Łóżko zaskrzypiało, swoimi zardzewiałymi sprężynami. Szermierz ułożył się na boku, po czym szybko zasnął, śniąc o jutrzejszych wydarzeniach.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
robertvu




Dołączył: 02 Paź 2005
Posty: 149
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 22:50, 04 Kwi 2006    Temat postu:

Mark podziekował, dał żądane pieniądze i szybko odprawił karczmarza chcąc pozbyć fetoru mu jak cień towarzyszącemu. Z niewielkim apetytem, ale zjadł ten miejscowy przysmak "wejswurs" czy jak oni to wymawiali. Danie nie było tragiczne, ale Mark przez ostatnie lata przywykł do jedzenia głównie słabo przyprawionego mięsa z upolowanych zwierząt, ewentualnie skromnyc zup na nim robionych, czasami kaszy. Niestety "wejswur" w kosystencji przypominał papkę. Pomijając wygląd i smak danie było dośc sycące. Po posiłku zamienił kilka słów z akolitą, lecz po chwili odszedł tłumacząc się chęcią przebrania w świeże ubranie. Szybko przeszedł do pokoju i zdjął z siebie przepocone ubranie, które przy wydatnej pomocy dzeszczu zdążyło już niemal przykleić się do jego skóry.
Mark wyjał świerzą koszulę i skórzaną kurtę, nie miał zamiaru jeszcze kłaść się spać. Zszedł szybko po schodach i udał się w stronę drzwi. Szlachciątka najwyraźniej się na siebie gniewały, choć ten szlachcic z imperium i szlachciana patrzyli na siebie dośc jednoznacznie. Mark nie dbał o nich ani o ich przelotne uczucia wybuchające i gasnące równie szybko jak pożary w stodole ze słomą. Mark nauczył się, że uczuciami nalezy obdarzać tylko bardzo zaufane osoby, a nie tych których znamy ledwie od kilku dni. Jednak te oczywista prawda najwyraźniej nie docierała do większości ze szlacheckiej braci.
Wychodząc szlachcianka spojrzała na niego, pewnie z powodu z hałasu jaki robił. Tkniety impulsem pochylił głowę, jakaś część jego osobowości chciała się pokłonić "damie", jednak w porę opanował odruch, a ruch głową ukrył udając kaszlnięcie.
Wychodząc z karczmy skarcił sam siebie.
- Mark idioto, coś ty chciał zrobić, prędzej pokłonie się przed krową niż przed szlachtą! To sie nie może powtórzyć, ta chołota nie zazna mojego szacunnku nigdy - myślał.

Gdy wyszedł z gospody owioneło go chłodne wieczorne powietrze, które wywiało mu przykre myśli o szlachcie z głowy. Słońce już zachodziło. Mark odnalazł swoją klacz. Virgo stała i pasła sie ze żłobu, poklepał ją po karku i odwiązał. Nałożył siodło leżące obok i ruszył na koniu w mrok. Jechał tak około pół godziny delektując się pięknem przyrody i świeżym powietrzem. W krótce odnalazł to czego szukał. Na poboczu stała maleńka kapliczka. Rozpoznał bezblednie, że oddawano tu cześć Taalowi. Zsiadł z konia i ukląkł przed kapliczką. Modlił się w zadumie kilka minut, gdy podniósł oczy, było już całkowicie ciemno. Virgo pokornie pasła sie na trawie przy drodze. Ruszył kłusem w drogę powrotną do gospody. Gdy tam dotarł po półgodzinie wszyscy już spali. Wslizgnał sie do swojego pokoju i zrzucił obranie na krzesło. Położył się na łóżku i po minucie już spał.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
SamboR
Yeovick Immershwitz



Dołączył: 13 Wrz 2005
Posty: 399
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Steinau an der ODER

PostWysłany: Nie 20:45, 14 Maj 2006    Temat postu:

Diego

Po wyjściu z karczmy Marka szybko dokończyłeś swój posiłek i udałeś się na górę, do swego pokoju. Samo pomieszczenie raczej przypominało niewielką komórkę ze stertą słomy na drewnianej ramie łóżka. Pozatym w kącie stał niewielki stoik, chyba dębowy. ściany były bielone wapnem, lecz już nieco zszarzały. Po krótkiej modlitwie do swojej Pani ległeś na łoże, po czym w mgnieniu oka zasnęłeś.

Nikoletta

Wchodząc po schodach i kierując się do swojego pokoju, twoje myśli były zaprzątnięte tylko tym młodym, szarmanckim i zabawnym szlachcicem. Miałaś nadzieję, że niewinny flirt ma szanse, by przerodzić się w coś poważniejszego ... Gdy weszłaś do pokoju, zdziwiło cię jedno - zasłane, nienajgorsze łoże z prymitywnymi rzeźbieniami. W rogu, koło drzwi stała stara, zakurzona szafa, zaś przy łóżku, które stało koło okienka, paliła się niewielka świeczka. Jako, że byłaś już dość znurzona szybko ległaś na posłanie. Nawet szczypiące wszy i pluskwy, z którymi je dzieliłaś, nie były w stanie zmącić twojego snu.

Walter

Obserwowałeś, jak Nikoletta znika na górze. Ty sam jeszcze chwilę poświęciłeś na przemyśleniu dnia jutrzejszego - nadzieja na nowe przygody mocno trzymała cię na nogach. Pozatym widok zgrabnego tyłeczka Nikoletty mącił twoje myśli. Po dokończeniu kielicha cienkiehgo piwa, rzuciłeś zapłatę na stól i ruszyłeś do swojego pokoju. Idąc tam, minąłeś drzwi tego obdartusa - strażnika, zza których słychać było donośne chrapanie. Zaraz potem minąłeś drzwi Nikoletty. Po chwili wachania zadecydowałeś jednak nie przerywać jej snu brutalnym wtargnięciem. Twój pokój był dość skromnie urządzony - proste łoże wyścielone słomą było dla ciebie czymś niecodziennym. Nawet w najpodlejszych wysznykach dostawałeś lepsze łoża. Jednak już po chwili znużenie dało o sobie znać. Szybko pozbyłeś się wierzchniego odzienia i ległeś na łóżku. Długo nie mogłeś zasnąć ... Brakowało ci kobiety przy boku. Przez moment chciałeś nawet zaprosić do siebie tę karczmareczkę, co ją estalijczyk wyobracał. Uznałeś jednak, że nie zniżysz się do tego poziomu. Z wyobrażeniem nagiej Nikoletty pod powiekami zasnąłeś.


Wszyscy

Wszyscy z was, zmęczeni długą podróżą, posnęli się jak susły. Jednak dobrze po północy, gdy Morrslieb stanął w zenicie wszyscy z was śnią ten sam sen ... Nikt z was po przebudzeniu nie pamieta go, lecz ogólne odczucia można streścić w trzech słowach: "Duszno, ciemno, straszno.", a i te przerazające latarenki czerwonych oczu, które widzicie stale gdzies na granicy wzroku, nawet po przebudzeniu. Obudził was straszliwy krzyk - coś się dzieje na dole. Po chwili, zanim się rozbudziliście, usłyszeliście tupot nóg wbiegających po schodach, na piętro karczmy.

Walter

Leniwie gramoliłeś się łoża, gdy drzwi do twego pokoju stanęły otworem - w ciemności zauważyłeś tylko dwie czerwone plamki - identyczne jak we śnie. Po chwili posiadacz tych oczu uśmiechnął się, ukazując granitur pożółkłych zębów, z czego wyróżniały się dwa górne siekacze - były nadnaturalnie wielkie. Przez głowę przemknęło ci tylko skojarzenie z ogromnym szczurem. Nawet nie zdążyłeś się zasłonić, gdy na twą głowę spadła śekowata maczuga. Oczy zasnuła ci mgła - straciłeś przytomność. Nie czułeś nawet, gdy szczur, który wpadł do twojego pokoju, wyniósł cię półnagiego na dwór.

Diego

Krzyki i tupot zastały cię już na równych nogach. Ściskając w drżących rękach swój podróżniczy kostur, lekko uchyliłeś drzwi swojej komórki. Przez szparę zauważyłeś tylko jak jakiś przerośnięty szczur wynosi jednego z szlachciątek. Zdecydowałeś, zgodnie z kodeksem swej wiary, nie mieszać się do żadnych niesnasek. W końcu takim jak ty nie wolno przelewać krwi. Zaraz po tym, jak usłyszałeś, że szczur ze szlachciątkiem na plecach schodzi na dół drzwi do twojego pokoju gwałtownie się otworzyły. W świetle pochodni zauważyłeś, że szczur który przyszedł po ciebie, zamiast lewego oka ma kawałek dziwnego metalu. Zrezygnowany, odstawiłeś kostur, a szczur, który widocznie był całkiem inteligentny, skuł ci tylko ręce i zawiązał oczy. Silnie pachniało od niego krwią i ostrym, zwierzęcym potem. Syknał coś do ciebie i wyprowadził ...

Pozostali

Słyszeliście, że dwoje z lokatorów piętra karczmy wywleczono na dół. Na górze wśród ogólnego rumoru pałęta się kilka, najprawdopodobniej lekkozbrojnych, stworzeń, zapewne ludzi. Musicie działać szybko ... Najprawdopodobniej zaraz przyjdą i po was. Słyszeliście krzyki z dołu - najprawdopodobniej były to krzyki mordowanych. Raczej nie chcielibyście do nich dołączyć.

Mark po charakterystycznych odgłosach zidentyfikowałeś nieproszonych gości jako jakiś rodzaj inteligentnych zwierzołaków. Krzyki sugerują, że oberżysta, jak i reszta personelu, nie żyją.

Proszę o uprzednie przeczytanie mojego komentarza - http://www.wyprawa.fora.pl/viewtopic.php?p=3233#3233



Ostatnio zmieniony przez SamboR dnia Śro 15:18, 17 Maj 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Univ




Dołączył: 22 Paź 2005
Posty: 339
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 18:42, 15 Maj 2006    Temat postu:

Exodius zerwał się prawie natychmiast. Nieludzkie odgłosy sprawiały, że oczekiwał najgorszego. Ludzkie krzyki sprawiły, że przypomniała mu się wizyta u maharadży Ak’Rola, gdzie współbiesiadnikami uczty byli również jego wrogowie.... umiejętnie wbici na pal. Podawano im jedzenie i wodę, a jęczącym ucinano języki. Żyli jeszcze półtora tygodnia. Jednakże jedzenie było wyśmienite!

Estalijczyk z szybkością wiatru złapał za, opartą o łóżko, szablę. Poczuł ten niesamowity dreszcz emocji dotykając zimnej, pozłacanej rękojeści. Czuł to zawsze przed walką, a czuł, że to nieuchronne.
Jeszcze nie wyciągnął broni z pochwy, lecz trzymał lewą ręką za całość. Wtedy ostrożnie podszedł do ubrania i jedną ręką założył na siebie spodnie, po czym szybko zrzucił tunikę i założył koszulę.
Drzwi? Zamknięte, więc trochę im to zajmie...

Nagle usłyszał jak jakieś kroki zatrzymują się tuż przed jego drzwiami...
Exodius powoli wyciągnął szablę i ustawił w pozycji bojowej.

„No... śmieci.. chodźcie!”

Gdy tylko ustawiłeś się w pozie dogodnej do ataku, drzwi runęły na ciebie, o mały włos nie obalając cię na ziemię. Jednak zdążyłeś odskoczyć. Za drzwiami stoi przerośnięty szczur. Na grzbiecie ma jakąś skleconą z nierówno zszytych kawałków skóry kurtę, a na podłużnym, łbie trzymając się na wystrzępionych uszach niedbale wisi pokraczny czepiec. Skaven, bo to właśnie jeden z przedstawicieli tej ochydnej rasy, o której tyle złego słyszałeś, natychmiast po zauważeniu ciebie, nie zważając na ponaglania towarzyszy, których jeszcze kilku siedzi w korytarzu zamierza się mieczem i atakuje. Na szczęście lata praktyk w szkołach szermierskich Estalii dały o sobie znać i w tym przypadku. Szybkim, umykającym oku ruchem zdołałeś zanurkować pod ostrzem siepiącego na oślep zwierzołaka.

Szermierz wziął głęboki oddech. Stwora, który stał przed nim gotów zabić, znał tylko z baśń i legend. Wiedział również, że Skaveni nie wyruszają na „nocne łowy” dla zabawy...
W BilBali, szkoląc się na prawdziwego szermierza, przeglądał stare księgi traktujące o anatomii wszystkich humanoidów. Tam tez byli i Skaveni.
Exodius szybko przypomniał sobie w które miejsce uderzać. Poruszając się to w jedną to w drugą stronę.

Wtedy wyczuł ten moment. Jedną, jedyną chwilę gdy Skaven mrugnął swoimi czerwonymi ślepiami. Estalijczyk z niesamowitą brawurą i szybkością skoczył na przeciwnika próbując wbić się w jego ciało jednym, morderczym atakiem.
Rzadko działał w ten niebezpieczny sposób. Jednak właśnie z książek wiedział, że te stwory są wytrzymałe i potrafią zaciekle walczyć... po za tym, są niezwykle brudne.

Piękny, klasyczny wypad na niespodziewającego się tak zaskakującego ataku skavena, przyszpiliłby go do drzwi, gdyby jeszcze tam stały. Z niewielkiej, lecz wyjątkowo głębokiej rany na osłoniętym jedynie skórzaną kurtą torsie szczura, siknęła fontanna krwi, obryzgując na szczęście tylko ostrze szermierza. W tym samym momencie, skaven zawył ogłuszająco i z rykiem, usiłując ripostować, poślizgnął się na kałuży własnej krwi i upadł, lecz błyskawicznie się podniósł. Natychmiast też, podał tyły, wybiegając spanikowany na korytarz. Tam też po chwili zaczął kwilić jak zbite dziecko. Najpewniej zdychał z wykrwawienia.

Estalijczyk dawno nie czuł się tak dobrze. Serce biło szybko a krew rozgrzana. Krew rządna krwi !
Exodius wybiegł na korytarz. Zobaczył trzech Skavenów. Jeden leżał na ziemi kwicząc oraz próbując łapą zatrzymać tryskającą krew. Jego brudne i szare futro zmieniło barwę na ciemnozielony, natomiast w jego oczach Exodius zobaczył strach, niesamowitą rozpacz i ból.
Jeszcze jeden odpoczywał po – jak widać bo poharatanych drzwiach, lecz jednak stojących – nieudanym szturmie na pokój szlachcianki. Jeszcze jeden czatował na schodach zdając się przyglądać temu co dzieje się na dole. Po hukach z pistoletów Exodius już wiedział, że imperialni są na dole.

Estalijczyk oddychał głęboko. Był podekscytowany całą sytuacją i rozgrzany walką. Wtedy rzucił się w stronę dobijającego się do Nikoletty Skavena chcąc jak najszybciej ściąć głowę ohydnego stwora, który zdawał się być zupełnie nieprzygotowanym na atak z tej strony.

Skaven, zmęczony nieudaną próbą wyważenia drzwi oczekiwał ataku, lecz nie był w stanie mu się przeciwstawić. Szybkie, umyające oku cięcie od dołu zerwało skavenowi czepiec i zdarło dość duży skalp, który pofrunął na drugi koniec korytarza. Skaven, oszołomiony zerwał się szybko i kontratakował, lecz nie trafił ani razu. Jucha zalała mu oczy. Wtedy do akcji wkroczył drugi skaven, poderwawszy się ze schodów dopadł do ciebie i ciął zdradliwie, z półobrotu w pachę. Miecz szczura rozciał ci odzienie i lekko ranił. Na szczęście szczuroludź nie ciął zbyt mocno i utrzymałeś swą broń. Sytuacja robi się nieciekawa - rana przeszkadza ci w wyprowadzaniu szybkich cięć, a obydwa szczury tylko czekają na wyłom w twojej obronie.

Wszystko nagle się zatrzymało. Jeszcze przed chwilą Exodius czuł się na siłach zrobić wszystko. Teraz oddychał ciężko czując ranę po poniszczonym mieczu, który swoimi nacięciami po uderzeniach np. w inny miecz pocharatał skórę w około rany. Ból przy każdym ruchu ręką sprawiał, że Exodius nie mógł zdobyć się na błyskawiczny atak.
Zrobił szybki krok w tył by mieć lepszą pozycję. Mierzył przeciwników wzrokiem zastanawiając się, co może teraz zrobić.

"Awruk !!! Ezsum okbyzs soc cilsymyw... " - pomyślał w swoim ojczystym języku. Westchnął głęboko. Jeden ze szczurów ledwo żył, widać już było jego czaszkę i krew spływającą na oczy. Zaraz się wykrwawi... Natomiast ten drugi jest jeszcze w pełni sił, jednak nic nie robił więc pewnie nie jest rozgrzany.
Po studiach w BilBali Exodius doskanale wiedział co teraz zrobić, dlatego wycofał się jeszcze do wąższego korytarzyka między pokojami Diego i Marka. W ten sposób będzie walczył tylko z jednym skavenem lub z dwoma, lecz będą sie wtedy tak ściskały, że wyrżnie je oba szybciej.
Po wycofniu się, cały czas gotowy na atak, przygotował się do obrony.

Szczury poczytały odskok, jako zachętę do ataku. Błyskawicznie przyskoczyły do ciebie. Ranny skaven atakował od lewej, a ten ze schodów z prawej. Cios z lewej udało ci się sparować szablą, zaś ten moment skaven z prawej wykorzystał do zdradzieckiego ataku - jego miecz rozciął ci głęboko prawe ramię, zahaczając o kość. Jest z tobą źle - rozcięta prawa pacha, głęboka rana na ramieniu sprawiły, że prawy rękaw, cokolwiek już porozcinany, zabarwił się krwią. Twoje słabe ataki zostały z łatwością sparowane. Szczury, rozwścieczone, przyparły cię do ściany. Powoli czujesz, jak z krwią, uchodzą z ciebie siły.

Exodius czuł się fatalnie. Krew bardzo mocno lałą się z jego rany a przeszywający go ból sprawiał, że nie był w stanie racjonalnie myśleć.
Był sparaliżowany ogromną falą przerażającego cierpienia.

Wtedy przypomniał sobie o małej miksturce leczenia, która zawsze ma w ubraniu. I tym razem wyczuwał ją przy piersi.
Tylko jak ją wypić, żeby Skaveni nie zdążyli zareagować?
Przecie nie będą się patrzeć jak Exodius się leczy, żeby ich zabić. Aż tak głupi nie są....
Estalijczyk spojrzał delikatnie za siebie. Jeszcze kilka krokó odzielało go od ściany.
Podnosząc groźnie szablę tak, by szczury myślały o obronie szybko sięgnął drugą ręką po miksturkę i wręcz biegnąc do ściany wypił ją.
Stojąc pod nią, gotów był się bronić.

Wypita mikstura sprawiła, że jucha już tak nie ciekła, a i nogi przestały być jak z waty. Nieco pokrzepiony czekałeś, aż szczury zaatakują. Lecz nagle, szczur z prawej wyprężył się i zapiszczał donośnie - gdy runął na podłogę zobaczyłeś tego włóczęgę - strażnika czy jak mu tam. Niemal w tym samym momencie coś świsnęło w powietrzu - jak zauważyłeś kątem oka to Niki zrobiła użytek ze swojego sztyletu. Obydwaj przeciwnicy leżeli teraz u twoich stóp.


Ostatnio zmieniony przez Univ dnia Pon 12:55, 22 Maj 2006, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Savriti
Administrator
Administrator



Dołączył: 19 Sie 2005
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 19:55, 15 Maj 2006    Temat postu:

Myślała, że ten rozdzierający krzyk jest jeszcze częścią tamtego snu. Okropnego, dusznego i ciemnego snu. Siadła na łóżku zlana potem. Blond loki przyklejały się do jej szczupłej, białej szyi. Kiedyś białe, teraz już lekko szare odzienie nocne, było strasznie mokre i opinało się na jej jędrnym biuście. Oddychała bardzo szybko przestraszona, ale powoli zapominała już czym. Co jej się śniło? To była jakaś piwnica? A może las? Już nie pamiętała.

Nagle zdała sobie sprawę, że zbudziło ją coś, co się dzieje na dole. Jakieś krzyki, kszątanina. Nie znała takich odgłosów, ale domyślała się, że nie wróżą one nic dobrego. Wstałą z łóżka i wyglądnęła przez okno. Zobaczyła scenę, która na chwilę ją unieruchomiła. Jej Walter, jej drogi Walter w łapach jakiegoś potwora! Nie mogła opanować krzyku. Nawet nie chciała. Z jej oczu trysnęły łzy. Nie zwracając uwagi na swój strój wybiegła na korytarz.

Zaraz po tym jak wybiegłaś na korytarz zauważyłaś jak drzwi do jednego z pokojów zostają wyważone, przez okropnego stwora. Jednak nie był on sam - drugi taki stał za twoimi drzwiami, i właśnie runął na ciebie, nawet nie wyciągając miecza. Na szczęście, Stwór był jeszcze bardziej zdezorientowany, niż ty spanikowana i zdołałaś wymknąć się z jego mocarnego uścisku. Do schodów na dół masz kilka metrów, lecz na drodze stoi ten sam skaven, który próbował cię pojmać. Zdążył już wyjąć miecz. Teraz tylko szczerzy swoje żółte zęby i syczy coś w twoją stronę.

"Szczury są obrzydliwe" to pierwsza rzecz, która przeszła jej przez myśl. Dalej już nie myślała. Odwróciła się na pięcie i z okropnym krzykiem wpadła spowrotem do pokoju zatrzaskując za sobą drzwi.

W piwnicy jej domu były szczury, ale ona nigdy do piwnic nie schodziła. Tam było miejsce służby. Nie wiedziała, że szczury są takie duże. Ogromne.

Oparła się ramieniem o szafę, która stała obok drzwi i próbowała ją wywrócić. Strach dodał jej sił i stary, pusty mebel runął na podłogę z okropnym hukiem. Całe szczęście, że nie miała wiele bagażu i że nic nie chowała do szafy. Teraz rozglądnęła się za suknią. Nawet jak miała uciekać to przeciez nie mogła w stroju nocnym. To nie przystoi szlachciance. Jej wzrok padł na stoliczek koło łóżka, na którym leżały jej największe skarby. Nikoletta skierowa swe kroki najpierw w tamtą stronę...

Wtem w drzwi łupnęło coś ciężkiego. Najpewniej był to niesamowicie zdenerwowany szczuroludź. Potężne uderzenia powtórzyły się jeszcze kilka razy, lecz po chwili na korytarzu słychać było tylko sapanie zmęczonego wyważaniem drzwi stwora. Jesteś przestraszona - szczury zaraz mogą zebrać większą siłę i wyrwać drzwi, a drogi ucieczki nie widać ... szybko ubrałaś się, i wtedy usłyszałaś nieludzki ryk przerażenia. Zaraz potem na korytarzu zakotłowało się. Ryk bólu przerodził się w ciche, prawie dziecięce łkanie dogorywającego stworzenia.

"Stwór dostał" pomyślała z satysfakcją Nikoletta wyglądajac na dwór. Szukała jakiejś drogi ucieczki. Okno odpadało, bo jak dla niej było to za wysoko. Nie chciała skręcić nogi w kostce, czy podrzeć sukni, ktora i tak była już w okropnym stanie. Przez drzwi nie mogła wyjść, bo szafa tarasawała wejście. Zastanawiała się jak by się tu uzbroić. Wreszcie doszła do wniosku, że przecież jest kobietą i powinien jakis rycerz ją uwolnić z opresji. Z bagarzu wyciągnęła tylko stary, bardziej zdobny niż użytkowy kozik i stanęła na przeciwko drzwi czekając na rozwój wydarzeń.

Czekając, usłyszałaś tylko świast i odgłos, jakby coś mokrego plasnęło o ścianę. Już po chwili za drzwiami słyszałaś odgłosy regularnej walki, stęknięcia szczurów i odgłosy jęczącej stali, gdy klingi zderzały się ze sobą. Jednak po kilku sekundach usłyszałaś cichy jęk i przekleństwo w nieznanym ci języku - najwyraźniej ten Estalijczyk walczył tam z tymi ochydnymi szczurami.

Nadal czekałaś na rozwój wydarzeń - sądząc po odgłosach, sytuacja Estalijczyka nie jest zbyt różowa. Za drzwiami słychać co rusz szczęk oręża i łomot podkutych butów szermierza. Co rusz nad te odgłosy wznosi się westchnienie Exodiusa. Po chwili nasłuchiwania odgłosów walki słuszysz wysoki krzyk Exodiusa ...


"Wyjść czy nie wyjść?"- zastanawiała się Nikoletta - Przecież to on jest mężczyzną. To on powinien bronić. Do tego nie był dla niej ostatniozbyt miły.
Jednak szlacheckie wychowanie zwyciężyło. Problemem była jednak szafa nadal tarasująca drzwi. Łatwiej bylo ją wywrócić niż podnieść, ale przy wytęzonych siłach, kawałek po kawałku dała się odsunąć. Drzwi się otworzyły, ale tylko na tyle, by przecisnąć się przez nie mogła szczupła postać.
Najpierw wyglądnęła przez szparkę chcąc zobaczyć co się dzieje na korytarzu. Zobaczyła krawiawiącego towarzysza i zbladła. Nie szkoda jej było jego. Ten człowiek był nieznośny. Szkoda jej było siebie. Wiedziała, że jak tamten zginie to te ogromne szczurzyska dobiorą się do niej. Nie czekając dłużej krzyknęła. Chciała zwrócić uwagę potworów na siebie, rzucić w nich kozikiem i spowrotem schować się do pokoju.

Przez szparę nie zauważyłaś atakującego strażnika. Zauważyłaś za to, jak dalszy skaven pada jak podcięty i zaczyna przeraźliwie piszczeć. Właśnie w tym momencie rzuciłaś kris. Obserwowałaś jak płynie w powietrzu, zataczając piękne kręgi. Już po chwili utkwił w plecach szczura, wydając przy tym metaliczno-mlaskający dźwięk. Z rany nie pociekła nawet kropla krwi. Teraz wystarczyło poczekać, aż ktoś wyrąbie drzwi, by cię uwolnić z pokoju.


Ostatnio zmieniony przez Savriti dnia Pon 20:17, 22 Maj 2006, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
robertvu




Dołączył: 02 Paź 2005
Posty: 149
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 20:44, 16 Maj 2006    Temat postu:

Mark zbudził się gdy tylko usłyszał hałasy. Błyskawicznie porwał kolby z pistoletami i załadował jeden z nich. W drugą rękę porwał miecz. Wtedy usłyszał huk otwieranych drzwi i ogłosy walki i chyba jakiś bestii, brzmiały nieco jak szczury, choć głośńość wskazywała na coś większego.
Mark uchylił lekko drzwi i wyjrzał przez szparę. Na korytarzy walkczył Estalijczyk ze Skavenem.
Tak Skaven, powienien był się domyślić wcześniej.
Teraz trzeba było wymyślić plan. Atak bez planu to jak rzucenie się w paszczę rekina licząc, że tan ma zaawansowany szkorbut. Próby strzelania w korytarzu odrzucił na wstępie. Mógłby trafić szlachcica. Choć to może nie byłaby wielka strata. Nie. Ich może być więcej, a walka ze Skavenami na tak małej przestrzeni z jego umiejętnościami szermierczymi była samobójstwem. Trzeba wymyślić inny plan. Mark rozejrzał sie po pokoju. Nic co mogłoby mu pomóc, chyba, że zatłucze ich okiennica... Okno! To było to. Nie było czasu na branie pasa więc, zabrał pistolety (choć przedtem załadował drugi z nich) w obie dłonie, miecz. Otworzył okiennice i ostrożnie zrzucił miecz na ziemie poniżej tak by nie wydał zbyt dużego dźwięku. Potem sam ostrożnie zeskoczył z okna na ziemię. Nie było wysoko, pierwsze piętro więc nie narobił hałasu. Teraz czaas na zaskoczenie. Mark obszedł gospode tak by nikt nie zauważył go przez okno. Znalazł sie przed drzwiami fronowymi. Tu teraz on mial przewagę. Otwarty teren, łatwość celowania. Szczuroczłeki nie miały szans.
Wtedy zobaczył jak skaven znosi jakieś ciało. Nie można było stwierdzić do kogo ona należy. Jednak to nie miało teraz znaczenia. Mark krzyknął na jednego ze stworów. Gdy ten zauważył go zaczął się zbliżać do wyjścia. Na otwartą przestrzeń przed gospodą. A o to właśnie Markowi chodziło...

Niestety Mark, zamiast pomyśleć i zrobić, postąpił odwrotnie. W świetle jakie wylewało się z karczmy, zauważył, że idący w jego stronę skaven jest lepiej zbudowany i wyższy niż jego pobratymcy - jest to najprawdopodobniej dowódca tego nocnego napadu. Na sobie ma przerdzewiałe kawałki z kilku zbroi, a w potężnie umięśnionych łapskach ściska przerażająco wyglądający korbacz. Zauważając ciebie wydaje kilka gardłowo-syczących dźwięków, pewnie rozkazując coś swoim kompanom, którzy siedzą na górze. Po chwili przemawia łamanym staroświatowym:
"Lepiej ssssię poddaj ssssłaby człowieszku."
Po czym, nie czekając na twoją reakcję rusza w stronę drzwi wyjściowych. Szybka oceniwszy sytuację, zauważasz praktycznie dwie możliwości - zdążysz wypalić z pistoletu, lecz jeśli to nie zatrzyma skavena, najpewniej przyjdzie ci posmakować jego oręża.


Mark miał tylko sekundy ma myślenie. W końcu wpadł na pomysł, który w jego mniemaniu dawał największe szanse na przezycie. W obie dłonie wziął rewolwery, wycelował w pierś skavena i wystrzelił z obu jednoczenie, pamiętał jednak o specjalnym roztawieniu nóg, bo wiedział jak silny potrafi byc odrzut.
Nacisnął oba spusty. Rozległ sie ogłuszający huk, a pole widzenie zasnuł mu na chwile kłąb dymu prochowego. Nie czekając na wynik swoich strzałów Mark złapał miecz i ruszył biegiem do stajni. Liczył, że jeśli nawet strzały nie zabiły skavena to huk i dym zdezorientuja go na tyle by zdążył dosiąść Virgo. Nie oglądał sie za siebie. Dopadł konia. Odrzucił pistolety tylko zajmujące mu miejsce w dłoniach na kupe siana i dosiadł konia. Ruszył akurat w dobrym momencie by zobaczyć efekt swoich strzałów.

Po wypaleniu z pistoletów, w biegu, gdy huk przebrzmiał usłyszałeś tylko odgłos kuli wgryzajacej się w drewno. Ostry zapach prochu kręcił cię w nosie, lecz dosłownie w ułamek sekundy później groźnie wyglądającym szczurem wstrząsnęło. Przejeżdżając koło niego zauważyłeś tylko plamę krwi na jego rozerwanym w tym miejscu pancerzu. Klacz, zauważywszy groźne stworzenie, poniosła. Virgo leciała przez mrok nocy, jednak po ujechaniu około 3 staj klacz dała się zatrzymać.

Mark ruszył w stronę gospody, gdy tylko opanował konia. Zatrzymał się w pewniej odległości i dokładnie przyjrzał się otoczeniu budynku. Nigdzie nie dostrzegł skavena, wiec nieco uspokojony ruszył dalej. Zatrzymał sie kilkanaście metrów przed gospodą i ruszył na piechotę w stronę budynku. Skavena w dalszym cięgu nigdzie nie było widać. Mark podszedł do ściany gospody i ostrożnie zajrzał do środka przez okno...

I zauważył tylko, jak zamykają się drzwi na zaplecze. W karczmie najwyraźniej jest kompletnie pusto - tylko plama krwi na podłodze i ciało posługiwaczki, chłopca karczemnego i karczmarza leżą z poderżniętymi gardłami na środkówym stole. Na ich czołach został wyryty znak jakiegoś plugawego bóstwa. Ogólnie, nieprzyjemny widok. Z góry słychać jednak szczęk oręża i odgłosy walki. Najwyraźniej, ktokolwiek tam walczy, nie ma za łatwej roboty.

Mark wszedł na palcach do środka. Nikt nie nadchodził. Zajrzał na korytarz na pietrze. W miejscu gdzie znajdowało się wejście do jego pokoju walczyło szlachciątko z dwoma skavenami. Strażnik zaklął pod nosem. Dosyć, że szlachcic wyraźnie nie radził sobie w pojedynku co go specjalnie nie dziwiło, gdyż tacy jako zwykli walczyć tylko z pijanymi chłopami, ale oprócz tego, że wyraźnie przegrywał to swoją pozycją blokował wejście do pokoju. Nie było mowy o wejściu po amunicję. Mark rozważał swoją pozycję. Może poczekać aż skaven zarżną szlachica, a kiedy odejdą splondrować jego pokój? Chociaż jeśliby czekał to skaveni pewnie zajmą sie szlachcianką zabarykadowaną w pokoju. A to do czas na przyjście wsparcia jesli jakieś to podąża. Mark zastanowił się czy szlachcic jest wieżący. Czy jesli mu nie pomoże to, czy jakaś boska MaGia go uratuje. Z drugiej strony jęsli nie pmoże tej łachmycie to skaveni mogą dobrać sie do rzeczy w jego pokoju. Tam znajdowała się bardzo cenna amunicja i proch. W końcu uznał, że warto póki co pozwolić żyć szczeniakowi i ocalić majątek. Znając szwe szermiercze zdolności postanowił zaatakować najprostrzą metodą. Złapał miecz w obie ręce i ruszył biegiem przez korytarz celując ostrzem w mniej zakrwawionego szczura. Liczył, że potwór zaaerowany walką nie zdąży odwrócić się na czas i przygotować obrony by nie zostać nabitym na miecz. A nawet jesli zdąży to być może szlachcic nie jest na tyle złym szermierzem by zabić na wpół ślepego skavena i dźgnąc w plecy drugiego. Gdy szarżował przez korytarz modlił się w duchu by Taal nie pozwolił mu zginąć broniąc łachmyty ze szlachty.

Twoja szaleńczo odważna szarża udała się nadwyraz dobrze. Najwyraźniej nie tylko Taal, ale i Ulryk i Myrmydia spojrzeli tej przeklętej nocy na ciebie przychylnym wzrokiem. Tnąc z doskoku, z szerokiego wymachu poważnie rozcięłeś szczurowi lewe ramię, a następnie kaftan i kręgosłup. Szczur nawet nie zdążył zareagować - pisnął tylko przeciągle i runął jak kłoda na ziemię. Przez chwilę jeszcze jego łapy tłukły ziemię, po czym zamarł. Po chwili w plecy drugiego skavena z brzdękiem i charakterystycznym, wilgotnym odgłosem rozcinanego mięsa wbił się zdobiony kirys. Widać i szlachcianka umiała obchodzić się z bronią. Szczur, bez większych sensacji padł na ziemię.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
SamboR
Yeovick Immershwitz



Dołączył: 13 Wrz 2005
Posty: 399
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Steinau an der ODER

PostWysłany: Wto 20:09, 23 Maj 2006    Temat postu:

Nocny atak został odparty, lecz nie bez strat - po pobieżnych oględzinach, strażnik stwierdził, że karczmarz, jak i obsługa mają poderżnięte gardła. Szczury zostawiliście na górze, gromadząc się na dole. Walter i akolita zostali najprawdopodobniej porwani przez skavenów - kto wie, jakie tortury cierpią, za cierpienia, jakie Exodius zadał pozostałym skavenom. Strażnikowi nie udało się odnaleźć przejścia, którym szczury mogłyby uciec. Trop się urywa. Po przeczekaniu bezsennej nocy w stajni, nastaje dość, chłodny, jak na tą porę roku poranek.

3 dni do krasnoludzkiego święta "Pierwszego kufla", opustoszała karczma.

Towarzyszy raczej nie odnajdziecie. Skaveni musieli mieć dobrze zamaskowany tunel prowadzący do karczmy. Pozostało wam tylko ruszyć za sławą i pieniędzmi na łów - łów za Hobin Roodem, okolicznym rozbójnikiem. Mapa nadal jest w karczmie, tylko jakoś mało kto ma ochotę tam wracać. Ale to mus - strażnik bez naboi długo nie pociągnie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
robertvu




Dołączył: 02 Paź 2005
Posty: 149
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 22:02, 23 Maj 2006    Temat postu:

Mark nie miał najmniejszego zamiaru zostawić broni i pocisków w tej zapyziałej gospodzie. Najpierw zabrał ze kopy siana rzucone tam pistolety. Starannie obejrzał, czy nie dostał sie do nich jakiś brud, ale wyglądały na czyste. Teraz pora na amunicję. Wszedł do środka pewnym krokiem. Stanął na chwile i posłuchał, karczma była wymarała nic tam nie było. Wszedł na górę i zabrał ze swojego pokoju amunicję, proch i resztę rzeczy. Przebrał się wreszcie w odpowiedni do podrózy strój. Potem obszedł pokoje ojczulka i tamtego porwanego szlachcica. Zabrał, pieniądze jakie znalazł i inne rzeczy jakie wydału mu sie cenne. U ojczulka nie było tego wiele, ale szlachcic miał sporo cennych z wygładu łachów, sporo kasy i całkiem ładny miecz. Co prawda gdyby skuć z niego wszystkie ozdoby to zostałoby z niego stali tyle co na widelec, ale przecież szlachta nie uzywa mieczy do walki, a do ozdoby. Z resztą on nie bedzie tym walczył tylko to sprzeda. Im już się to już nie przyda. Zadowolony z siebie Mark wyszedł z gospody. Na wszelki wypadek załadował jeden pistolet. Nie wiadomo, co tym szlachcicom może do łba wpaść. Jednak oni byli zbyt zaszokowani widząc go wynoszącego przedmioty ich zaginionych przyjaciół by zareagować. Mark spokojnie zapakował łupy do sakwy przy siodle. Obejrzał się. Szlachciatka nadal sie na niego patrzyli.
- A szanwni państwo, co tak gały wytrzeszczają? Wasze rzeczy są nietknięte. Właźcie do środka i bierzcie co wasze. Chyba, że wolicie bym ja sie tym zaopiekował?
Po tych słowach rozsiadł się wygodnie i rozpoczął żmudny proces konserwacji broni. Rozważał pewien problem. Sam może nie dać rady teny Hobinowi, czy jak mu tam. Więc będzie potrzebował pomocy. Tylko, że zamiast podróżować ze szlachtą wolałby ze stadem krów, przeciętna krowa jest inteligentniejsza od przeciętnego szlachcica. Ale wyglądało na to, że będzie zmuszony do ich towarzystwa. Cóż może gdzieś nóż poniosą bohaterską śmierć? Mark usmiechnał się do swoich myśli i kontynuował pracę
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    Zobacz poprzedni temat : Zobacz następny temat  
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Wyprawa Do Zaginionego Miasta Strona Główna -> Archiwum Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 2 z 7

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Regulamin