Forum Wyprawa Do Zaginionego Miasta Strona Główna

Misja Dyplomatyczna
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Wyprawa Do Zaginionego Miasta Strona Główna -> Misja Dyplomatyczna [Savriti]
Autor Wiadomość
Savriti
Administrator
Administrator



Dołączył: 19 Sie 2005
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 14:10, 25 Gru 2007    Temat postu: Misja Dyplomatyczna

Bród na Ashabie- stolica Mglistej Doliny, gdzie rządzi Rada Sześciu, na pierwszy rzut oka wydaje się być miejscem gdzie gości spokój i dobrobyt. Niegdyś mgły, nocą zasnuwające te żyzne tereny w nikim nie budziły strachu. Ale od paru lat dzwony z wiosek, ostrzegające o niebezpieczeństwie odzywają się co noc. Raz z północnego, raz z południowego brzegu Ashaby alarmują o najeźdźcach. Jeźdźcom Mglistej Doliny, którymi kieruje najwyższy doradca – Haresk, na razie udaje się utrzymac spokój, lecz chodzą słuchy, że niedługo trzeba będzie zmienić przywódcę na kogoś z większymi zdolnościami bojowymi. Wreszcie Haresk Malorn jest tylko dobrodusznym kupcem. Może i bardzo mądrym, ale niekoniecznie znającym się na walce.

Stawiliście się na wezwanie. Część z was została o to poproszona, część szukała przygód i została zwerbowana przez wysłanników Mistrana. Jeszcze inni już kiedyś dla niego pracowali. Wiedzieliście tylko tyle, że ma to być misja dyplomatyczna, że macie kogoś chronić. Ktoś wymyślił niemożliwie wczesną porę tego zebrania: 3:30 rano. Jeszcze mgły nie zdążyły się podnieść, więc słabo widzieliście niewielki gmach siedziby Rady Sześciu. Na ulicach, zwykle tak gwarnych i zatłoczonych, teraz nie było nikogo. Bramy do miasta jeszcze były zamknięte i kupcy smacznie spali w swoich domach.
Główne drzwi do gmachu były uchylone, a za nimi stał zmarznięty strażnik, który was witał i prowadził do małej sali obok, w której stały tylko drewniane ławy. Mieliście tam czekać, aż wszyscy dotrą na miejsce. Słyszeliście gdzieś w budynku odgłosy kłótni lub bardzo zażartej dyskusji, ale wy byliście jeszcze nie do końca rozbudzeni. Nikt się nie odzywał, w pomieszczeniu trwała senna cisza.

Komnata do której was w końcu zaproszono była dość obszerna. Stały tam stoły zawalone mapami i innymi papierzyskami, wśród których kręciło się 8 mężczyzn. Siedmiu z nich było już posiwiałych, część z was rozpoznała w jednym z nich Mistrana – Hareska Malorna. Ósmy natomiast mógł mieć najwyżej trzydzieści parę lat.
Mężczyźni przerwali rozmowy na dźwięk otwieranych drzwi. Gdy weszliście twarz najwyższego radcy się rozchmurzyła:
- „Witam Panów. Zapraszam do stołu. Zaraz wytłumaczę, dlaczego ściągnęliśmy tu Panów. proszę jeszcze tylko o chwilkę.” – poczym wyszedł, a radcy w milczeniu zajęli miejsca wokół długiego stołu, jedynego nie zawalonego papierami.
Zanim zdążyliście się rozsiąść wygodnie, Mistral wrócił i od razu przeszedł do rzeczy:
„No więc tak.” – zaczął siadając u szczytu stołu – „Potrzebujemy ludzi sprawnych w mieczu jak i w magii. Ludzi prawych i godnych zaufania, którzy za pewną opłatą oczywiście, narażą swoje życie w słusznej sprawie. Chodzi o pewną misje dyplomatyczną do odległej Damary. Ten oto młodzieniec – wskazał na najmłodszego mężczyznę – ma wkrótce przejąć po mnie stanowisko. Na razie jednak za zadanie ma wynegocjować z Królem Garethem Smoczą Zgubą korzystny dla nas układ handlowy. My mamy im do zaoferowania żywność, a oni nam złoto, srebro i klejnoty. Jednak droga do niech wiedzie przez puszcze Cormanthoru, w których ostatnimi czasy kryją się drowy. Następnie statkiem przez Morze Księżycowe, lub brzegiem, aż do Gór Galena. Potem czeka was przeprawa przez przeprawa przez Przełęcz Krwawnika, aż do szlaku prowadzącego do Damary. Następnie z powrotem. Cała wyprawa jest niezwykle niebezpieczna i trudna. Więc Panowie przemyślcie to dobrze, zanim się zgodzicie ją podjąć. A teraz zapraszam na śniadanie.”
W momencie, gdy on skończył swoje przemówienie do sali weszła służba z parującymi półmiskami i rozpoczęło się wystawne sniadanie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Farna




Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 12:49, 27 Gru 2007    Temat postu:

Shalael Kassim

Potężnie zbudowany, nieco ponad dwumetrowy mężczyzna siedział i słuchał Mistrala. Wykonywał dla Hareska już kilka zadań i wiedział, że może on mu pomóc w drodze na sam szczyt. A taki Shalaelowi zdecydowanie się należał, gdyż człowiekiem był istnie niezwykłym. Stanowił on połączenie wojownika i czarodzieja. W drugim fachu był zdecydowanie lepszy, acz w pierwszym brak wyszkolenie nieraz uzupełniał ekwipunkiem lub czarami. W tym momencie miał na sobie niezwykły czarny napierśnik, nałożony na ciemno bordowe ubranie, oraz miecz, schowany w pochwie, na której z jakiegoś powodu wyryte były płomienie. Biada temu, kto dowie się na własnej skórze dlaczego.

Ten oto czarodziej zmęczył się prostym ganianiem za skarbem, lub pracami u jakiś nie do końca uczciwych handlarzy. Przybył do Mglistej Doliny nie dla pieniędzy, bo tych miał sporo. Nie dla zdobycia doświadczenia, bo tego przez ostatnie 39 lat swojego życia zdobył już nie mało. Przybył po sławę oraz wysoki status społeczny, jednym słowem szacunek.


Ich zadanie wydawało się dość trudne, ale nie niewykonalne. Większą część z trasy ich wędrówki przemierzał już przynajmniej raz. Już miał wyrażać swoją chęć przystąpienia do wyprawy, kiedy mistral poinformował o śniadaniu. Ta wieść niespecjalnie ucieszyła Shalaela, który dopiero, co wstał i nie miał apetytu, ponadto wolałby ustalić jakieś dokładniejsze szczegóły ich misji. Najwyraźniej jednak wystawne śniadanie stanowi tą subtelną różnicę między oficjalnymi zadaniami dla Mistrala, a zadaniami dla chciwych i jak najbardziej nieoficjalnych łotrów.

Jako, że nie miał zamiaru jeść dużo, nałożył sobie trochę smażonych jajek i zwrócił się do swoich przyszłych towarzyszy broni:
-Pozwólcie, że przerwę tą głuchą ciszę. Nie jestem zwolennikiem zasady, według której powinno się jeść w milczeniu. – W trakcie wypowiadania ostatniego słowa podniósł się z krzesła prezentując swoją olbrzymią posturę. Wziął głęboki oddech i kontynuował monolog – Nazywam się Shalael Kassim [fon. Szalalel Kassim dop. red. Very Happy], jestem czarodziejem, preferuje raczej czary ofensywne, ale nie wyłącznie. Z mieczem też sobie dobrze radzę, co chyba nie trudno wywnioskować.– Uśmiechnął się szeroko i usiadł bacznie obserwując pozostałych swoimi jasnobrązowymi oczami.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
SamboR
Yeovick Immershwitz



Dołączył: 13 Wrz 2005
Posty: 399
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Steinau an der ODER

PostWysłany: Czw 21:51, 27 Gru 2007    Temat postu:

Czerwonobrody

Przysadzisty, krępy, płomiennorudy krasnolud nerwowo rozglądał się po sali. Poproszony, usiadł przy stole, lecz wcale go to nie uspokoiło. Co chwila gładził wygoloną gładko głowę, lub skubał potężną, rudą brodę, zaplecioną u dołu w krótkie warkocze. Ubrany był w prostą, białą szatę z długimi rękawami, a na grzbiecie dźwigał jednosieczny topór, który siadając, zdjął i oparł o stół. Dłoni nie było widać, skrywały je poły obszernych rękawów. Gęba, poznaczona starymi szramami, wyrażała jednocześnie ciekawość i zaciętość. Ogólnie rzecz biorąc, krasnolud wyglądał na posiadacza bogatej przeszłości ... którego lepiej było o tę przeszłość nie wypytywać.
Gdy podano jedzenie, spokojnie zaczął skubać jakiś kawał mięsiwa, jednak nie zamierzał najwyraźniej pomagać sobie czy lewą ręką, czy sztućcami.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
RevaN




Dołączył: 24 Lis 2006
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 15:47, 28 Gru 2007    Temat postu:



Revan

Zielony jak liście dębu ork siedział przy drewnianej ławie, zajadając jajecznicę. Nie miał dobrych manier, zresztą czego można było się spodziewać po orku… Właśnie, orku! W tej Sali siedział najprawdziwszy, najbardziej zabrudzony i zazieleniony ork, jakiego niektóry mogli widzieć na tym świecie, gdzie najwyżej można spotkać szarego półorka. W przeciwieństwie do niektórych, poranna pobudka nie rozdrażniła go tak bardzo. Miał też większy apetyt. Znacznie większy. Przy jego nodze, stało oparte o stół żelastwo. Obosieczny topór orkowej roboty, za pasem miał także zatknięty równie brzydki i wielki nóż, dla człowieka mógł on uchodzić za miecz.

Ogarnął wpadające mu do półmiska włosy splecione w dredy, oraz poprawił czerwony naramiennik lekko zsuwający mu się z ramiona. Nie miał czasu przypiąć go sobie dobrze podczas nocnej podróży do ratusza. Małym nietaktem wydawało się mu też poranny posiłek o prawie 4 w nocy. Widać swoją misję musieli rozpocząć niemalże od chwili jej przyjęcia. Nawet jak jej nie przyjmie, to posiłek zostanie w brzuchu. Na tą myśl ork wyszczerzył swoje imponujące kły w czymś, co mogłoby uchodzić za uśmiech. Ludzie... jakie to śmieszne. Po tylu latach nienawiści i wojen w końcu doszło do zjednoczenia się. Rasizm praktycznie nie istnieje, orki, elfy, krasnoludy. Orkowie z czasem, ale systematycznie. Teraz nie odróżnisz, z którego jest klanu, tyle ludzkich naleciałości. W pewnym momencie jakiś człowiek zaczął mówić. Po gruntownym opróżnieniu większości półmisków z jadłem, odpowiedział po czarodzieju.

- Jestem Revan. Pochodzę z kraju, którego nazwy nie sposób przełożyć na wasz ludzki język, jednak jest bardzo gorący i hartuje ducha lepiej niż stepy Faerunu. – również wstał. Był znacznie szerszy i większy od Shalaela. Znacznie przewyższał swoimi gabarytami każdego człowieka, orków prawdziwej krwi pozostało niewiele. Także półorki mogły się schować, Revan mierzył około dwóch i pół metra, granicy niedostępnej dla zwykłych humanoidów. Usiadł, aż ława zatrzeszczała.

- Nie wiem jak wy, ale ja podejmę się tej misji. Z chęcią skopie kilka drowych tyłków, jak za dawnych lat. - głos miał niezwykle szorstki i surowy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Univ




Dołączył: 22 Paź 2005
Posty: 339
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 16:01, 29 Gru 2007    Temat postu:

Jedyną osobą, która w tym pomieszczeniu nie jadła był, jak z początku się wydawało, strażnik. Ubrany w kolczą zbroję z tuniką z naszytym herbem armii nań, w ręku trzymał halaberdę, przy pasie nosił długi miecz a na plecach widniała duża tarcza z herbem armii. Za pasem długi nóż, sakiewka i kilka dokumentów. Był człowiekiem normalnego wzrostu i postury, jednak już 46-letni Torlik uznawany był za weterana. Twarz pełna wszelakich blizn jak i zmarszczek, całkowicie siwy, biały, włos. Miał krótkie wąsy i kozią bródkę, na głowie kapelusz z orlim piórem.

Większość uznała go za dobrze wyekwipowanego, ale strażnika, tyle, że starszego. Jednak, gdy Mistral zakończył przemowę odezwał się.

- Jestem Torlik Hochlander, oficer osobistej gwardii książęcej. Jadę z wami jako nadzorca najemnej straży jaką reprezentujecie i jej opiekun. Mam z was najwięcej doświadczenia jak i lat, dlatego proszę, zanim coś powiecie, przemyślcie to.

Był spokojny, opanowany, prawie bez energii. Jednak o tej godzinie nie czuł się zmęczony, w wojsku za lat służby w pododdziałach nie raz wstawał nawet wcześniej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Savriti
Administrator
Administrator



Dołączył: 19 Sie 2005
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 16:57, 29 Gru 2007    Temat postu:

Po posiłku radcy i mężczyzna, którego mieliście eskortować pożegnali się i wyszli. Gdy już zamknęły się za nimi drzwi Haresk zajrzał za drzwi by upewnić się, że nikt nie podsłuchuje .

-Teraz powiem wam parę rzeczy, których nie powinni wiedzieć radcy. Ta wyprawa ma jeszcze drugi cel. Rada Sześciu nie chce przyjąć do wiadomości, że niedługo będziemy zmuszeni rozpocząć otwartą wojnę z drowami. Nie jestem wojownikiem i gdy zajdzie taka potrzeba zrezygnuje z funkcji. Na moje miejsce zaproponuje właśnie Eliana Hineylocksa , który w rzeczywistości dowodzi Jeźdźcami Mglistej Doliny. Chce sprawdzić jak spisze się w roli polityka, dyplomaty. Żeby rządzić państwem nie wystarczy tylko dobrze machać mieczem. Będziemy potrzebowali również wsparcia kogoś z zewnątrz, z poza dolin. Mamy nie wiele magów, a magów bitewnych prawie w ogóle. W Damarze jest wielu paladynów Ilamtera, mają też regularne wojsko doświadczone w walkach. Elian wie, że musi ich nakłonić do pomocy, bo sami sobie nie poradzimy.
Ale najważniejsze jest by Elian wrócił cały i zdrowy. Gdyby coś się stało, coś uniemożliwiło wam wykonanie zadania, to przerwijcie je i wróćcie. W mieście są ludzie, którzy nie chcą by Elian przejął władze, więc strzeżcie go nawet podczas podróży po dolinach.


Mistral zamilkł na chwile. Poczym kontynuował :
-Zasugerowałem wam drogę przez Cormanthor, ale do Damary można dotrzeć na wiele innych sposobów. Tu macie mapy i wszystkie potrzebne wam informacje. – wskazał na leżącą na sąsiednim stole torbę. Podał ją Shalael’owi:
- Powierzam ją Tobie. Ale jest własnością całej drużyny. Każdy z was dostanie również na razie po 200 sztuk złota. Powinno wam wystarczyć na podróż. Jeśli potrzebujecie koni, dostaniecie je. Dostaniecie również konia, który powiezie waszą żywność. 300 sztuk złota dostaniecie, gdy wrócicie. Mam nadzieje, że taka zapłata was satysfakcjonuje. Dziś jest jedna dekadnia do równonocy jesiennej. Radzę wam byście wrócili przed Świętem Księżyca i zimowymi mrozami.

- W południe spotkacie się z Elianem przy brodzie i wyruszycie. Macie parę godzin na ostateczne przygotowanie i ustalenie drogi, którą pojedziecie. Teraz, jeśli nie macie dalszych pytań, pożegnam was.

Służba odprowadziła was do wyjścia. Na zewnątrz wstawał świt.


Ostatnio zmieniony przez Savriti dnia Sob 16:58, 29 Gru 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pokrzyk
Pokrzyk - Druid



Dołączył: 12 Wrz 2005
Posty: 346
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hę? o_O

PostWysłany: Sob 18:23, 29 Gru 2007    Temat postu:

Otwarto odrzwia.
Duże zawiasy dwuskrzydłowego portalu zaskrzypiały cichą, rzewną melodię pożegnalną.

Słońce już odsłoniło swoją twarz, którą do tej pory skrywało za całunem horyzontu.
Promienie delikatnie muskały dom Hareska, rzucający długi, poranny cień.

Świat dopiero budził się ze snu. Ptaki powoli zbierały się na gałęziach pobliskich drzew, strumienie zaczynały dużo odważniej mruczeć między skałami, chmury rozpoczynały swój codzienny, podniebny taniec.

Kiedy drzwi zostały otworzone na całą szerokość tak, iżby cała drużyna mogła przejść, do środka ciemnego pomieszczenia wdarł się blask.

Słońce? Gdzieżby - jasność była zbyt intensywna; nawet patrząc prosto w twarz Malta Heru*, jego blask był zbyt słaby, by oślepić obserwatora.
Księżycowa poświata też gasła, więc Kelebrin Heru też raczej nie mógł ich zachwycić.
Skąd więc sączyła się ta biel? Nieprzenikniona... Jakby promienie słońca odbijały się od nieskazitelnie czystego śniegu.

Czyżby...
Na murku przed domem siedział jakiś mężczyzna. Jego postać powoli wyłaniała się z wszechogarniającej ich jasności.
Pierwszy dostrzegł go Shalael Kassim. Wyczuł w postaci spore pokłady pierwiastka magii. Następnie blask stał się na tyle rozrzedzony, że już każdy mógł dojrzeć mężczyznę.
Siedział z podkulonymi nogami.
Włosy jego stapiały się jeszcze z niesamowicie jasnym otoczeniem, więc wnioskować można było, że są barwy srebrnej poświaty księżyca albo koloru gwiazd, obijających się w nocy od tafli jeziora.
Skóra była blada. Nienaturalnie blada. Wydawało się, że to ona rzuca ten dziwny odblask. Cała jego twarz jaśniała. Była pociągła, podłużna... Miała delikatne rysy. Kiedy na nią patrzyli, wydawało im się, że to obraz jakiegoś malarza, który chciał spowodować pędzlem uchwycenie nieistniejących rysów twarzy. Takich lic nie miał nikt. Były nienormalne. Nienaturalne, ale nie zmutowane. Nienaturalnie piękne. Czyste. Krystaliczne. Spokojne. Wdzięczne. Łagodne...
Zabrakło ich tchu w piersiach.
Nieznajomy nie pokazywał oczu, były schowane między włosami, ale nie w cieniu - odwrotnie, w jasnej poświacie.
Jeśli chodzi o ciało nowo przybyłego, to wydawało się bardzo młodzieńcze. Nierozbudowane. Na pewno nie mogło się równać z ciałem wojownika. Zarysy silnych mięśni można było jednak zobaczyć - tu i owdzie. Na pewno miał mocne ramiona. Ale w sumie tylko je można było zobaczyć, gdyż resztę chowała jego szata - lniane, białe spodnie i sandały, a na torsie - skórzany napierśnik. Był przygotowany do ruszenia w drogę. Czy jemu też zlecono misję? Czy on też miał wykonać jakieś zadanie? Ten młodzieniaszek? Ten niewysportowany obcokrajowiec z ciałem, którego jedynymi mocnym punktami były odsłonięte ramiona? Dziwne to wszystko...

- Oto wasze wierzchowce. - powiedział im odprowadzający ich sługa, wskazując konie. - Będzie dużo szybciej. - dodał i zniknął za drzwiami domu. Jego wypowiedź wybiła ich z letargu. Czyżby jego nie zaślepiła postać siedzącego na murku nieznajomego? Czy on nie widział tej nadnaturalnej światłości? Czy nie został porażony magią cudzoziemca? Nieważne.

Ruszyli do koni.

Ziemia zadudniła od tętentu kopyt.
Najpierw spokojnie - konie należało rozruszać, pewnie niedawno się obudziły. Dlatego ruszyli stępem.
Chyba nie spodziewali się, że biały młodzieniec do nich dołączy. A ten bez słowa zrównał się z koniem potężnego Shalaela. Trzymał w prawej ręce długą włócznię. A może laskę magiczną? chociaż nie - to raczej była włócznia...
Miała długi drewniany drąg wysokości młodzieńca zrobiony z białego drewna. Jej grot był podłużny, cienki, spiczasty zrobiony z kryształu górskiego. Dostrzegli jakieś wzory na drzewcu, jednak... nie byli w stanie ich odczytać. Żaden z nich. Kiedy na nie patrzyli, wzory zdawały się przemieszczać, ale przecież to niemożliwe - to na pewno było złudzenie optyczne, gra światła... A może jednak?
Nie! Tak! Czyżby...?! A jednak! Dopiero teraz zobaczyli, że nowy... hmm... towarzysz ich podróży? miał skrzydła! Wielkie, podłużne, białe skrzydła! Jak te, którymi chwali się łabędź na jeziorze. Albo nie: jak te, na których szybuje orzeł! Ale... białe! Nieskazitelnie białe. Dawały dziwną, lekko niebiesko-białą poświatę. To dlatego mięśnie jego ramion były tak rozbudowane - musiały udźwignąć ciężar skrzydeł... Aha...!

Czuł, że wśród nich jest ta istota. Wolał być blisko niej. Musiał być blisko niej...
Nie odezwał się ani słowem. Po prostu ruszył z nimi. Kiedy przeszli w kłus - rozpostarł skrzydła i lekko machnął, unosząc się w powietrzu. Delikatny, wybitnie ciepły wiatr jak na tę porę dnia owionął ich twarze. Niebiesko-biała poświata skrzydeł zmieszała się z blaskiem niedawno wzeszłego słońca.




----
*Malta Heru - Złoty Pan; to specyficzna nazwa słońca. Jego oponentem jest Kelebrin Heru (Srebrny Pan), czyli księżyc.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
SamboR
Yeovick Immershwitz



Dołączył: 13 Wrz 2005
Posty: 399
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Steinau an der ODER

PostWysłany: Sob 18:55, 29 Gru 2007    Temat postu:

Czerwonobrody
Gdy tylko zniknęli z oczu Mistrala, krasnolud charknął i splunął, po czym zrzucił z siebie białą szatę. Waszym oczom ukazał się ogorzały, umięśniony, poznaczony bliznami tors. Prawe ramię pokrywał wytatuowany, stylizowany, błękitny młot. Krasnoludowi brakowało również lewej dłoni - zamiast niej miał lekko nadżarty działaniem soli hak. Krasnolud przewiązał sobie łeb czerwoną bandaną i poprawił nieco luźne, lniane spodnie, oraz podciągnął skórzane buty. Splunął raz jeszcze.
"Dobra nasza, szczury lądowe! Dobrze radzę, nie ładujmy się jak pokraki we lasy, gdzie siedzą szyszkojady i insza cholera. Wynajmijmy krypę, mówię wam, i popłyńmy, gdzie trza morzem. Bedzie i szybciej, i bezpieczniej. A ty, muskany pierdoło" - tu zwrócił się do pokracznego gwardzisty - "Lepiej sobie uważaj, bo jak ty na dywany po drabinie wchodziłeś, to ja już wiwerny i smoki morskie na skóry patroszyłem. To jak będzie? Aye?"
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Savriti
Administrator
Administrator



Dołączył: 19 Sie 2005
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 23:19, 03 Sty 2008    Temat postu:

Drużyna, niezbyt fortunnie złożona z ludzi rożnego pokroju i temperamentu, stała na skrzyżowaniu gościńcow. Było to klasyczne skrzyżowanie. Jedna droga prowadziła przez brod w strone Cormanthoru, druga - wąską leśną ścieżką w strone Bitewnej Doliny i dalej Morza Spadających Gwiazd. Mozna bylo skrecic jeszcze do Cienistej Doliny lub Drogą Morza Ksiezycowego w strone Przesmyku Tievera, lecz jeźdźcow interesowały tylko dwie pierwsze mozliwosci. Zebrali sie, by poczekac na człowieka, krorego mieli eskortowac. Słońce stało w zenicie, Elian miał sie zaraz pojawic, a meżczyźni nie mogli zdecydowac, ktorą droge wybrac. Krasnal proponował leśną ściezke w strone Bitewnej Doliny, dalej dolinami do wybrzeża i stamtąd statkiem do Damary. Reszta wciąż sie zastanawiała. Czasu było coraz mniej, a decyzja nie była podjeta...

Wreszcie w zasiegu wzroku pojawił sie mlodzian z gwardia przyboczną- ludźmi , ktorzy mieli was odprowadzic, aż do granic Krolestwa. Decyzja musiała byc podjeta szybko.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
RevaN




Dołączył: 24 Lis 2006
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 11:39, 12 Sty 2008    Temat postu:

- Hmmm... - ork podrapał się w podbródek. - Ja proponuje iść w lewo. Nie wiem czemu, ale ludzcy władzcy co wybierają prawo są zawsze gorsi, niżeli wybraliby lewo. Znaczy sie jakiś tam człowiek mi gadał, ze hipokret, czy hipofgryf jakiś, więc tak zamiast udawać, że jest dobrze to chodźmy w lewo. Zawsze będziemy mogli się jakoś wymigać.

Nagle dostrzegł tego całego Eliana, co nadchodził drogą którą tutaj przybyli. Jedna cholera z nim, ork już nawet zapomniał po co tutaj przybyli. To jednak było mało ważne, gdyż gdy nie wiadomo o co chodzi, chodzi o kase. Tak się tłumaczył jakiś śmieszny ludzik, kiedy chciał go oskalpować.

Miał też nadzieje na porządną walkę po drodze, do tego został stworzony jego rodzaj, aby bić, zabijać, i umierać z honorem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    Zobacz poprzedni temat : Zobacz następny temat  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Wyprawa Do Zaginionego Miasta Strona Główna -> Misja Dyplomatyczna [Savriti] Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 1 z 6

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Regulamin