Forum Wyprawa Do Zaginionego Miasta Strona Główna

Misja Dyplomatyczna
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Wyprawa Do Zaginionego Miasta Strona Główna -> Misja Dyplomatyczna [Savriti]
Autor Wiadomość
Savriti
Administrator
Administrator



Dołączył: 19 Sie 2005
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 16:15, 14 Lut 2008    Temat postu:

revan

Ork był w swoim żywiole miażdżąc toporem wrogów. On sam i wszystko wokół niego płynęło krwią. Szybko w zasięgu jego broni leżały 3 trupy. Reszta uskoczyła, gdy Revan zaczął swój śmiercionośny taniec, ale jeden z półelfów zrobił to o sekundę za wolno i nie zdążył się już uchronić przed atakiem głową i rękojeścią. Upadł na ziemię ze zmasakrowaną twarzą, której nie poznałaby własna matka.
Niestety i ork nie był niezniszczalny. W jego lewe ramię wbił się bełt, który rozorał mu rękę. Nie była cała unieruchomiona, ale nie mógł nią już podtrzymywać toporu. Mimo tego nadal stwarzał zagrożenie dla ludzi, którzy do niego podchodzili.

Shalael Kassim

Czary dodały mu sił. Był teraz dużo silniejszy niż przecietny człowiek. Swoimi umiejtnościami czarodziej ogromnie zwiekszył wasze szanse na wyjscie z potyczki bez wiekszego szwanku.
Gdy Szalael wbiegł miedzy wrogow wokol niego rozpetało sie piekło. Po paru sekundach 2 napastnikow lezalo na ziemii bez ducha, a nastepnych dwoch było niezdolnych do walki.

Czerwonobrody

Krasnolud choc jest dośc niski, to jednak nie jest niezauważalny. Mimo, że jego znikniecie z pola walki i włażenie na drzwo powinno zostac zauwazone przez zbojcow - zauwazaone nie zostało. Mogło stac sie to dlatego, ze wsrod napadnietych był anioł lub dlatego ze rozbojnicy byli zbyt pewni siebie.
Po prostu Czerwonobrodemu udało sie dotrzec do galezi niezauwazalnie. Był jakies 10 metrow nad głowami reszty.

Auriel

Aniol nie wiedzial jak pomoc, ale też jego pomoc nie była potrzebna. wszyscy radzili sobie świetnie, a on sie tylko przygladał. Nie rozumiał czemu ktos komus chce zrobic krzywde, ale wyczuwał, że rozbojnicy nie mieli dobrych serc, ani czystych sumien. Buli źli, a on mogl to wyczuc.

Elian

Elian- czlowiek, ktorego mieliście ochraniac - byl żołnierzem i na rowni z wami umiał posługiwac sie mieczem. Napadło na niego dwoch rosłych połelfow, ale radził sobie z utrzymaniem ich na odleglośc. Poranił ich dośc mocno, ale nie wystarczajaco, żeby sie od nich uwolnic. Jego problemy zaczeły sie, gdy od tyłu zaatakowało go jeszcze dwoch. Nie był wystarczajaco silny by zbyt dlugo walczyc z tyloma przeciwnikami na raz.

Zbojcy

W pierwszym momencie niezauważyli, że jest z wami anioł. Ale po chwili zwrocili uwage, na czlowieka od ktrorego bił niesamowity blask. Wywoływał u nich wsciekłośc, bo był zbyt jasny, zbyt czysty. Jednak nie mogli do niego podejśc. Stał na srodku placu, bezbronny, ale nieatakowany przez nikogo.

Liczne porażki ostudziły troche zapał napadających. Czesc z nich zaczeła sie wycofywac na ukryte pozycje w lesie, grupowac po pare osob. Kusznicy zaczeli ostrzeliwywac was jak opetani. Ludzie, ktorzy zdołali skryc sie wsrod krzakow celowali w was kamieniami z malych proc.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
SamboR
Yeovick Immershwitz



Dołączył: 13 Wrz 2005
Posty: 399
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Steinau an der ODER

PostWysłany: Czw 16:26, 14 Lut 2008    Temat postu:

Czerwonobrody

Z wygodnego stanowiska obserwatorskiego, rozejrzał się po okolicy.
"Buraki nawet napadać nie umieją..." - mruknął do siebie, przytrzymując się gałęzi. Po chwili zauważył problemy tego śmiesznego paniczyka, którego mieli chronić. Ten jego przyboczny, który mienił się człowiekiem doświadczonym, najwyraźniej jedyne doświadczenie miał w pasaniu gęsi. Krasnolud usadowił się wygodnie nad walczącym Elianem, po czym runął w dół, z toporem w dłoni, gotowy powyżynać fajtłapy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Farna




Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 0:22, 15 Lut 2008    Temat postu:

Shalael Kassim

Ciął swym mieczem przeciwników jak szalony. Pierwszy z nich był tak zaskoczony siłą czarodzieja oraz mieczem który płonął żywym ogniem, że nawet nie sparował ciosu ginąc na miejscu. Następnych trzech bandytów było już bardziej pewnych siebie, lecz nie wiedzieli który Shalael jest tym prawdziwym. Po paru atakach oraz strzale łucznika wszystkie kopie zniknęły, jednak efekt był nawet lepszy od porządanego. Jeden bandyta leżał na ziemi tuż koło swojej głowy, następny miał odciętą prawą rękę i próbował się ugasić, a ostatni leżał na ziemi zwijając się z bólu po utracie nogi. Elfy odpuściły sobie chwilowo czarodzieja, najprawdopodobniej ze strachu.
Kassim rozejrzał, się po polu walki. Ork masakrował przeciwników tak jakby byli kukłami, bełt tkwił mu z ramienia, lecz dla zielonego towarzysza na pewno nie była to pierwsza rana w życiu i nie unieruchomiła go, a wręcz walczył tak jakby jej nie zauważył. Sporym problemem okazał się Elian, który dołączył się do walki i aktualnie został otoczony przez 4 przeciwników. Zauważył, że na drzewo nad walczącymi zakradł się krasnolud, czarodziej nie do końca wiedział co tamten zamierza, lecz uznał, że musi jakoś pomóc towarzyszom. Żałował, że nie przypomniał sobie ostatnio potężnego czaru jakim była sugestia, jednak uznał, że użyje jednego ze swoich ulubionych czarów.
Ukrył się trochę przed ewentualnymi strzelcami i sięgnął po sakiewkę z wyszytym uśmiechem. Wyciągnął z niego ciastko oraz pióro. Ciastkiem rzucił w jednego z rosłych i jeszcze nieranionych bandytów, a piórkiem zaczął wymachiwać powietrzu wypowiadając słowa "Jiala zhah natha z'ress". Jeśli wszystko pójdzie dobrze to ten elf padnie zaraz na ziemię i zacznie się trząść ze śmiechu, jeśli nie.. No cóż będzie potrzebny inny plan.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
RevaN




Dołączył: 24 Lis 2006
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 23:06, 15 Lut 2008    Temat postu:

Revan

Ork zaryczał wściekle, gdy spostrzegł lotkę bełtu w swoim lewym ramieniu. Gdy krew zaczęła spływać mu ciurkami i dotarła aż do przegubu dłoni, poczuł niemoc w lewej ręce. Kopnął dotkliwie przypadkowego półelfa, tak że ten padł jak rażony siłą ciosy. Skokiem zatopił w jego ciele topór prawą ręką. Puścił rękojeść, i dobył sztyletu. Chociaż bardziej niż na sztylet, broń ta wyglądała na krótki obosieczny miecz, z szeroką głownią lekko wygiętą jak u szabli. Albo jak maczeta. W każdym bądź razie jak na nóż wygadał groźnie.

Ryknął po raz drugi, łapiąc za kubrak człowieka, który właśnie próbował wstać. Podniósł go, kolankiem uraził jego dumę, a sztyletem przebił jego ciało na wylot. Klinga przeszła przezeń jak gorący nóż przez masło.

Poczuł ukłucie z tyłu głowy. Palcami lewej ręki wyczuł krwawiący guz. Obrócił się, spojrzał złowrogo w stronę chaszczy, pośród których ukryli się procarze. Bełt ze świstwem przeleciał mu obok głowy. Zrozumiał, że teraz jest wręcz idealnym celem dla strzelców, i że dłużej nie może się tak wystawiać do strzału. Był jak nieruchoma tarcza strzelecka.

Ułamał kawałek bełtu, który przeskadzał mu. Ból był nie do zniesienia, ale nie przejmwoał się nim. Andrenalina robiła swoje. Podczas tego makabrycznego tańca śmierci, odnajdował ze swoją bronią harmonię, stawała się jego naturalnym przedłużeniem.

Nienaturalnym wręcz skokiem rzucił się w kierunku Eliana, krasnoluda oraz czterech napastników. Korzystając z impetu skoku zamierzał pociąć jednego przeciwnika w locie, a na drogiego runąć niczym zielony grom z jasnego nieba, miażdżąc mu przy tym wszystkie kości.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pokrzyk
Pokrzyk - Druid



Dołączył: 12 Wrz 2005
Posty: 346
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hę? o_O

PostWysłany: Sob 12:02, 16 Lut 2008    Temat postu:

Nienawiść. Miłość. Sumienie. Zbrodnia.


Nienawiść
To interesujące, że istoty śmiertelne pałają tak silnym, negatywnie nacechowanym uczuciem... Na Planach Niebiańskich nie miał do czynienia z takim zjawiskiem. Czytał tylko o tej emocji. Teraz mógł ją poznać - poczuć, doświadczyć jej... ale tylko biernie! Cóż za nieszczęście jest bycie aniołem! Tyleż uczuć go ominęło, tyleż pragnień, żądz, pokus... Dość.
Nienawiść. Inaczej? - ogromna niechęć. Czasem wręcz obsesyjna. Dlaczego przeciwnicy pałali do niego takim uczuciem? Dlaczego ich obłąkańczo odstręczał? Na to pytanie miał wkrótce znaleźć odpowiedź.

Miłość
To ciekawe, że istoty śmiertelne postrzegają miłość tak mylnie. Często mówią sobie: kocham cię, ty mój kochany, kocham lato... Nadużywają zdecydowanie tego słowa. Nie, to nie chodzi o to, żeby być powściągliwym czy wręcz zachowawczym - popadanie w skrajności to cecha śmiertelników. Ale aż nadmierne afiszowanie się z uczuciem miłości? Auriel kochał. Kochał szczerze. Kochał swoją Światłość, kochał współbraci Aniołów i Archaniołów, Serafinów, Chóry, Pieśni, Trony i Panowania, ale... najbardziej i najczyściej kochał swoją Istotę. To było dla niego oczywiste - skoro Istota została mu darowana, to on musiał Istocie również coś darować. A jedyne, co posiadał, to była miłość.
Miłości nigdy nie ma w nadmiarze. Ale również istnieje zagrożenie obsesyjnością - dokładnie tak, jak w przypadku nienawiści.
Niesamowite są też przekonania śmiertelników. Dlaczego przeciwstawiają oni sobie miłość z nienawiścią? Wyrażenie odi et amo... Cóż za bezsens... Katullus musiał być chyba niedouczony, skoro tak napisał. Wszak powszechnie wiadomo, powszechnie przynajmniej na Planach Niebiańskich, że miłości przeciwstawili bogowie obojętność. Amo et lentus sum - takie powiedzenie powinno się wykluczyć. Odi et amo jest możliwe do spełnienia... Przecież ci rozbójnicy nienawidzili anioła, a kochali swoje kobiety...

Sumienie
To zjawisko wymyślili kapłani. Śmiertelni nie potrafią obiektywnie ocenić, co jest dobre, a co złe. To filozofia wprowadziła do nauki seminaryjnej to określenie. Bogowie nie mówią ludziom, elfom, krasnoludom czy orkom - to jest złe, a to dobre. Tego nie rób, a to rób. Wtedy wolna wola straciłaby sens. Sumienie zostało stworzone. I jest wiele sumień. Sumienie Hammurabiego. Sumienie starożytnych. Sumienie karne. Sumienie cywilne. Sumienie wykroczeń. Śmiertelnym po prostu w pewnym momencie zabrakło jednego słowa na określanie ciągle tej samej rzeczy. A w tekstach nie mógł pojawiać się ciągle wyraz 'kodeks'. Więc pisali zamiennie: 'sumienie'.

Zbrodnia
Często sumieniem śmiertelników jest opinia społeczeństwa. Lud potępia pewne czyny, które w opinii tego ludu są złe. "Bo tak mówią prawa boskie". Ale jakie prawa boskie?! Jedynymi prawami boskimi są te, które panują w przyrodzie. A przecież zabójstwo, morderstwo, kradzież czy podrzucanie czegoś komuś innemu jest w naturze na porządku dziennym i żadne sądy nie skażą lisa za to, że wykradł z kurnika jajka, ani wilka za to, że zjadł sarnę. Gdyby zwierzęta nie unicestwiały siebie nawzajem, doszłoby w szybkim czasie do ogromnego zwiększenia się populacji! Auriel doskonale o tym wiedział, dlatego zastanawiał się nad tym, dlaczego śmiertelnicy to przeinaczyli... Samo zabójstwo nie jest przecież złe, kradzież czy handel również. Ale... wszystko musi mieć swój konkretny cel. Wszak wilk zabija po to, by móc zjeść, a człowiek zabija człowieka dlatego, że jeden drugiemu zrobił jakąś przykrość. Czy to nie jest idiotyzm? Jeszcze gdyby ludzie zjadali swoje ofiary... Wtedy byłoby to bardziej umotywowane zabójstwo... Dlatego w przypadku zwierząt mówi się o "naturze", a w przypadku śmiertelników o "zbrodni". Ileż różnych ludów potrzebuje różnych nowych słów, aby nazywać swoje wynaturzenia!

Początkowo Auriel zastanawiał się nad tym, czy ci napastnicy również popełniają zbrodnię... Chyba nie zjedzą tego potężnego mężczyzny o skórze koloru wiosennej trawy... nie zjedzą, prawda? Na to pytanie anioł nie umiał sobie odpowiedzieć. Zarzucił więc dalsze rozważania.

Widok tej czerwonej posoki go odstręczał. O ile jedna ciecz - woda - go przyciągała do siebie, tak inna - krew - go odpychała. Gdyby był śmiertelnikiem, pewnie zacząłby nienawidzić tej gęstej mazi o specyficznym zapachu...
Ale skoro był aniołem, więc nie mógł jej nienawidzić. Z braku uczuć zaczął się więc jej bać.

Zauważył, że jako jedyny stoi nieatakowany przez nikogo. Jakby go wcale nie zauważali... Skoro jednak przeciwnicy pałali do niego nienawiścią, więc dlaczego go nie chcieli zabić?! To nie mieściło się w jego głowie.

Nie pojmował jeszcze do końca wszystkiego, co dzieje się na świecie, a tym bardziej nie pojmował swojej misji. Jego Istota odeszła od niego, jakby chciała powiedzieć - jestem samodzielna.
Więc pozostawił jej wolną wolę. Niech sama zadecyduje o swoim losie. Hm... ale z drugiej strony... Auriel nie chciał, żeby Shalaelowi stało się coś złego. Tak... tylko czym było "coś złego"?

Jeden z przeciwników padł niedaleko niego. Auriel, mimo strachu przed krwią, zbliżył się do martwego ciała.
Obejrzał z daleka ranę cięto-miażdżono-szarpaną, jaką zadała broń twrawiastozielonego współtowarzysza podróży. Z otwartej czaszki jeszcze przez jakiś czas toczyła się czerwona, gęsta krew zmieszana z mazistą, lepką, ale bardziej rzadką substancją, znajdującą się w głowie*. Przez szeroką szparę anioł mógł dojrzeć szaro-niebieski opuchnięty mózg. Powoli czerniał. Odsunął się gwałtownie i zbliżył do najbliższego drzewa. Zrozumiał, co znaczy "coś złego". Nie chciał, aby jego Istota miała taki koniec życia ziemskiego.

Od Eliana dzieliło go zaledwie dziesięć kroków. Wystarczyłoby, aby podszedł go niego i tylko stał - prawdopodobnie żaden więcej przeciwnik nie zbliżyłby się na odległość anielskiej aury Auriela. Ale on za bardzo bał się krwi. Bał się przede wszystkim swojej krwi, ale najbardziej bał się o krew swojej Istoty. Dlatego wolał ją mieć na oku.

Walka rozgorzała na dobre. Shalael rzucił jakimś dziwnym, brązowym, kruchym kawałkiem materii w jednego z przeciwników. Zaczął wymachiwać w powietrzu piórkiem, jakby rysował jakiś chaotyczny obraz. Szeptał przy tym jakieś bezładne wyrazy. Auriel wyczytał treść z ruchu warg.
Jiala zhah natha z'ress...** Śmiech jest potęgą? Co za dziwne zdanie... Nie miało żadnego kontekstu. Nagle Auriel poczuł magię. Dokładnie taką samą, jaką też on władał, gdy był na Planach. Dlaczego Istota mogła używać mocy, a on, anioł, nie mógł? Czy te dziwne gesty, rzeczy i słowa przyzywały moc? Wszystko to wydawało mu się dziwne... Dlaczego świat był tak skomplikowany? W jego anielskim umyśle jeszcze nie mieściły się te wszystkie zjawiska. A podejrzewał, że przed nim jeszcze wiele do doświadczenia.
Tylko... jaka była jego misja?!
Eheu... - westchnął.







---
* chodzi o płyn mózgowo-rdzeniowy
** anioł nie zna języka drowów, ponieważ on nie zna żadnego języka. Podświadomie jednak wie, co znaczą słowa w różnych mowach. Na razie nie używał ust, więc jeszcze nie wie, w jaki sposób składa się zdania podczas mówienia, ale, przebywając na Planach, używał starożytnego języka. Aby osiągnąć zamierzony efekt starożytności i mistycyzmu, będę używać łaciny. Tłumaczenia zdań będą pojawiać się w przypisach.


Ostatnio zmieniony przez Pokrzyk dnia Sob 12:05, 16 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Savriti
Administrator
Administrator



Dołączył: 19 Sie 2005
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 18:50, 19 Lut 2008    Temat postu:

Czerwonobrody

To, co pirat chciał zrobić było trudne do wykonania. Wymagało małpiej zręczności i wiele szczęścia. Upadek z 10 metrów mógł być bardzo przykry w skutkach.
Jednak doświadczenie w bieganiu po olinowaniu statku i wspinaniu się na maszty przy sztormowej pogodzie sprawiło, że udało mu się skoczyć prosto na przeciwnika. Co prawda nie trafił dokładnie w to miejsce, w które celował, tylko jakieś 1,5 metra obok. Mężczyzna był całkowicie zaskoczony. Nie spodziewał się ataku z góry. Zanim wbiłeś sztylet w jego gardło, mężczyzna krzyknął przeraźliwie prosto w ucho pirata. Ogłuszyło go to na chwile. Trwało to wystarczająco długo, by stał się celem dla kuszników. Jeden z bełtów przeleciał koło niego, lecz dwa pozostałe otarły się o twoją kolczugę. Nie wbiły się, jednak zabolało. Czułeś się zdezorientowany i obolały. Gdy adrenalina po skoku troszkę opadła poczułeś odbitą kość ogonową.


Shalael Kassim

Czarodziejowi udało się rzucić czar. Jeden z drabów przestał nagle atakować Eliana i zaczął się śmiać. Najpierw dość cicho, jakby nie wiedział, czego a potem histerycznie i głośno. Wypuścił z ręki krótki zardzewiały miecz i złapał się za brzuch. Próbował wydusić z siebie jakieś słowa, ale nie udało mu się. Stało się to dla niego następnym powodem do śmiechu. Zbójcy, którzy stali w jego pobliżu, stanęli zdezorientowani i rozglądali się wokół.

Revan

Ork wpadł w furie. Ból był do zniesienia, ale widok twojej własnej krwi wywołał atak wściekłości. Gdy dotarł do Eliana i jego przeciwników zmiótł bez zastanowienia jednego ze zbójców i przystanął zdziwiony. Pierwszy raz zdarzyło mu się, że ktoś NA JEGO WIDOK WYBUCHNĄŁ ŚMIECHEM. Zwłaszcza podczas walki. Zwykle wywoływał strach. Fakt ten zbił go z tropu. Opuścił miecz wystawiając się w tym czasie na następny strzał. Bełt lekko zadrasnął go w policzek. Po twarzy spływała mu strużka krwi.

Torlik

Gwardzista walczył w odległości paru metrów od Eliana. Chciał mu pomóc, ale sam miał pełne ręce roboty. Atakowało go trzech przeciwników, bełty świstały koło ucha, kamienie nabijały mu siniaki. Dostał już z procy ze 3 razy i nie mógł się uchylić, ani nawet rozmasować tych miejsc. Wiedział, że jak ktoś mu nie pomoże to sobie nie poradzi.

Zbójcy

Na ziemii leżało już sporo trupów. Jedna trzecia bandy nie mogła walczyć lub nie żyła. Chłopcy, którzy byli jeszcze przy życiu, uciekli w krzaki. Zostaliście już tylko wy, paru unieruchomionych półelfów i mężczyzna śmiejący się do rozpuku. Ostatnich trzech zbójców walczyło z Torlikiem, ale gdy zobaczyli, że ich kompania pochowała się w krzakach sami też rzucili się do ucieczki. Rozbójnicy zmienili taktykę. Zaczęli ostrzał z ukrycia. Wasze konie, spłoszone bełtami i kamieniami rzuciły się do ucieczki w stronę, z której przyjechaliście.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
SamboR
Yeovick Immershwitz



Dołączył: 13 Wrz 2005
Posty: 399
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Steinau an der ODER

PostWysłany: Wto 21:53, 19 Lut 2008    Temat postu:

Czerwonobrody
"Uciekają nam, psiekrwie! Wiązać tego uchachanego, ino chyżo!" - ryknął krasnolud, niewiele robiąc sobie z bólu. Dorwał się do półelfów - nie rokujących nadziei na okup odrazu dobijał. "To samo będzie z resztą, jeśli tylko wpadnie w moje ręce! Słyszycie zaplute kundle?! Wyłazić z krzaków i walczyć jak mężczyźni!" - krasnolud, przeszukując półelfy nie tracił czasu, i miotał obelgi w stronę niewidocznych przeciwników.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
RevaN




Dołączył: 24 Lis 2006
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 23:59, 19 Lut 2008    Temat postu:

Widok śmiejącego się człeczyny zbił go kompletnie z tropu. Co to ma być? Wyrosły mu królicze uszy, czy jak? Rozdziawił lekko gębę, by chwilę potem świszczący bełt rozorał mu policzek. Krew trysnęła mu z rany, językiem poczuł od środka, jak rana byłą głęboka. Przecięła policzek na wylot. Wyszczerzył kły, i nie zastanawiając się wcale, uderzył śmiejącego się przeciwnika, ile pary było w rękach. Kątem oka dostrzegł kryjących się przeciwników.
- Zawszone tchórze! - ryknął ork, wolnym krokiem zmierzając w stronę kuszników. Nie chcą przyjść do orka, ork przyjdzie do nich. Poczekał, aż wypuszczą kilka anstępnych pocisków, starają się ich uniknąć. Wziął głęboki oddech. Andrenalina powoli mijała. Nastąpił na jakąś głowę, dało się słyszeć głuchy trzask miażdżonej czaszki. W tym momencie ruszył z kopyta w stronę kryjących się przeciwników. Gdy dotrze pomiędzy nich, zamierza zrobić im z dup jesień średniowiecza.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pokrzyk
Pokrzyk - Druid



Dołączył: 12 Wrz 2005
Posty: 346
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hę? o_O

PostWysłany: Śro 15:57, 20 Lut 2008    Temat postu:

Księżyc wzeszedł nad mroczne wąwozy
i nad lasy ograbione z liści -
dymi krew - jak w świątyniach Grozy -
błądzą w cieniach duchowie wieczyści
Tadeusz Miciński, Bitwa nad Jalu




Walka trwała. A im dłużej trwała, tym więcej krwi wyciekało z ciał bitych i bijących.
Sytuacja zmieniała się z każdym oddechem, z każdym uderzeniem serca, z każdym szczękiem broni.

Auriel zrozumiał. Zrozumiał oczy.
Wszyscy śmiertelnicy byli przeklęci i byli skazani na zepsucie. Ich największym przekleństwem były oczy. Tyle krwi, tyle zniszczenia... Po co to wszystko oglądać? Chyba tylko po to, aby się zepsuć. Aby cierpieć jeszcze bardziej.

Ale to chyba nie było tak, że oczy od zawsze były przeklęctwem śmiertelnych. Ludzie, krasnoludy, orkowie, gobliny, a nawet elfy nie potrafili z ócz zrobić dobrego użytku.

Oczy zniszczone zostały przez Okrutność, Zgniliznę, Bezpruderyjność i kilka innych bożków pomniejszych. Pokusy prowadziły do popełniania wykroczeń, a wykroczenia sprowadzały kolejne pokusy. I reakcja łańcuchowa zachodziła w zastraszającym tempie.

Anioł nie chciał patrzyć na te ilości posoki, ale nie umiał zamknąć powiek. Zdał sobie sprawę z tego, że do tej pory ani razu nie mrugnął... A przecież wszyscy dookoła to robili. Zmusił się do tego, aby jego rzęsy złączyły się. Wysiłki poszły na marne.

Skoro więc i tak nie mógł zamknąć, stwierdził, że należy zrobić coś innego. Może udałoby się ich wszystkich pogodzić?
Chciał przemówić do ich dusz: Pax, utinam pax vobiscum sit!*, ale jego umysłowi zabrakło słów i tchu. Poza tym... zdał sobie sprawę z tego, że ich dusze i tak pewnie nie zrozumiałyby anielskiego przesłania.

Może zatem należałoby użyć ust? Poruszył wargami. Żaden dźwięk się nie wydostał z jego gardła, a przecież ciągle słyszał, jak dookoła wszyscy mówili do siebie, krzyczeli, rzucali bezładne słowa, które nie tworzyły często żadnych logicznych zdań, a czasem nie były nawet słowami! Dlaczego więc on nie mógł mówić?

Podjął ostatnią próbę - powoli, krok za krokiem, zbliżył się do walczącego oficera i jego przeciwników. Delikatnie wyciągnął ku zbójcom rękę, jakby chciał powiedzieć: Manus vestrae ad me extendete**. Był od nich jeszcze stosunkowo daleko, ale miał nadzieję, że sama jego obecność załagodzi w jakiś sposób konflikt. Dla niego walka stawała się nieznośnie długa i krwawa, więc chciał ją jak najszybciej zakończyć. Z jednej strony bał się reakcji zbójców - wszak jego również mogli zaatakować - z drugiej zaś nie wiedział również, jak zareaguje gwardzista...




----------
* Pokój, niech pokój będzie z wami!
** Dłonie wasze ku mnie wyciągnijcie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Savriti
Administrator
Administrator



Dołączył: 19 Sie 2005
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 23:41, 24 Lut 2008    Temat postu:

Piach zabarwił się na czerwono. Trakt, który stał się miejscem potyczki skąpany był we krwi. Ciężko było przejść 5 metrów, żeby nie potknąć się o jakieś zwłoki. Śmiejący się przed chwilą człeczyna leżał na ziemi martwy. Ork wpadł między drzewa, ale nie znalazł tam już żadnego przeciwnika. Wszyscy co do jednego uciekli. Drużyna została sama. Wokół panowała cisza. Po chwili znowu słychać było ptaki, które odśpiewywały swoje wieczorne trele. Powoli zapadał mrok.

Wasze konie uciekły. Zostaliście sami. Zapadał mrok. Byliście zmęczeni. Odnieśliście rany. Potrzebowaliście odpoczynku, spokojnie przespanej nocy i jedzenia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    Zobacz poprzedni temat : Zobacz następny temat  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Wyprawa Do Zaginionego Miasta Strona Główna -> Misja Dyplomatyczna [Savriti] Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 3 z 6

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Regulamin